Gender. Ziarna prawdy wyrwane z całości

22 stycznia 2014 10:34Komentowanie nie jest możliweViews: 335

Tomasz Terlikowski ●

Ideologia gender jest herezją. U podstaw jej siły leży głęboka niesprawiedliwość, jakiej dopuszczali się mężczyźni, także ci w Kościele, wobec pokoleń kobiet.

Antropologiczna herezja, jaką niewątpliwie jest gender, jak każda inna herezja w dziejach zawiera w sobie z jednej strony ziarno (a czasem nawet więcej) prawdy, która jednak zabsolutyzowana, pozbawiona pierwotnego kontekstu i wyrwana z całości Objawienia przekazywanego przez Kościół, nabiera cech fałszu i prowadzi nie ku umocnieniu, ale osłabieniu wiary. Tak było zarówno z luteranizmem, który niezwykle wyakcentował (nieco przykurzoną w Kościele średniowiecznym) prawdę o zbawieniu z łaski przez wiarę, z kalwinizmem pięknie pokazującym, że jedynie Bogu należy się chwała, jak i z marksizmem, który niezwykle ostro reagował na prawdziwą niesprawiedliwość i brak poszanowania dla uboższych. Niestety, każda z tych idei, gdy tylko została wyjęta z pełnego kontekstu katolicyzmu, ulegała degeneracji i wyradzała się w herezję właśnie.

Może najlepiej widać to w przypadku marksizmu, który rozpoczął się od słusznego oburzenia na niesprawiedliwość społeczną czy na lekko pomijane przez chrześcijaństwo XIX wieku problemy, a skończył rewolucjami i systemami, które pochłonęły ponad setkę milionów ofiar (a są to bardzo ostrożne wyliczenia). Można było się przed tym uchronić, gdyby tylko posłuchano Leona XIII, który w swojej fundamentalnej encyklice wskazywał, że jedyną drogą uratowania świata przed szaleństwem komunizmu jest wychwycenie u jego podstaw prawdziwej idei i ponowne włączenie jej w całość katolickiej nauki i praktyki.

Równe, ale różne                                                                                       

Tak samo jest z ideologią gender. U jej podstaw leży – kompletnie zafałszowane i przesłonięte tonami nieprawdziwych interpretacji – ale jednak katolickie przekonanie, że mężczyzna i kobieta są równi co do godności. „Wszyscy bowiem przez wiarę jesteśmy synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” – pisał św. Paweł w Liście do Galatów (3, 27−28). Te właśnie słowa leżą u podstaw ideologii i teorii gender.

Tyle, że zostały one wyjęte ze swojego pierwotnego kontekstu, a genderyści wyprowadzili z nich nie tylko wniosek o równej godności, lecz także o tym, że nie istnieją istotne różnice między mężczyzną a kobietą, a wszystko da się sprowadzić do kultury. Na takie spojrzenie nie ma i nie może być zgody chrześcijanina. Dla nas jest oczywiste, że akt stworzenia człowieka zawiera w sobie powstanie dwóch rodzajów bytów ludzkich: męskiego i kobiecego. Obydwa są równe, ale różne, powołane do innych zadań i inaczej ukształtowane. Dopiero ich zjednoczenie w małżeństwie daje pełen obraz człowieczeństwa.

Męskość i kobiecość prawdziwym bogactwem

Tę prawdę jednak ideologia – a może lepiej pisać wprost: herezja genderyzmu – kwestionuje. Dla niej nie ma dwóch sposobów bycia człowiekiem, a męskość i kobiecość są tylko tworami kulturowymi. Inne zadania kobiet i mężczyzn, które wedle katolików wynikają z odmiennych celów i odmiennej budowy (a zatem są bogactwem), dla genderystów stają się problemem, który trzeba przezwyciężyć na drodze ku lepszemu światu, w którym kobiety i mężczyźni będą całkowicie równi. I niestety myślenie to zdobywa wyznawców. A powód jest dokładnie ten sam, co w przypadku marksizmu. Otóż herezja ta niesie w sobie ziarno prawdy, a do tego odpowiada na realną niesprawiedliwość, czyli na błędne traktowanie kobiet przez mężczyzn, także wewnątrz Kościoła.

U jej podstaw leżały (co trzeba, wbrew rozmaitym poprawiaczom św. Pawła, powiedzieć zupełnie jasno) fałszywie zinterpretowane inne słowa Apostoła. „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje” – podkreślał św. Paweł w Liście do Efezjan (5, 22−28). I właśnie owo poddanie kobiet mężczyznom jest fundamentem, który wciąż umacnia gender. Tyle, że właściwie interpretowane oznacza ono, że mężczyzna ma oddawać życie za swoją żonę, tak jak Chrystus oddał je za nas, i że ma poświęcić jej wszystkie swoje siły.

Takie działanie, takie życie mężczyzn może realnie postawić kres roszczeniom ideologii i teorii gender. A w przestrzeni ideologicznej czy światopoglądowej genderyzmowi trzeba stawić nie tyle opór, co spójną i kompletną wizję antropologiczną, która zawarta jest w teologii ciała Jana Pawła II. To jest nasza broń przeciwko genderyzmowi. Nią jesteśmy w stanie pokonać każdego. Z miłością.

Tekst ukazał się w dwumiesięczniku „La Salette Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej” nr 1/2014. Przedruk za zgodą autora.

 

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web