“Niebieska kawa” Anny Przybylskiej

8 października 2014 12:44Komentowanie nie jest możliweViews: 981

przybylska

 

 

(…) Trudne sytuacje zmieniają nasz stosunek do świata?
Zmieniają wszystko.

Co więc teraz jest dla Ciebie najważniejsze? Miłość?
Kiedyś to była miłość, a teraz odpowiem może banalnie: zdrowie. Kiedy jest zdrowie, to i w miłości idzie bardzo dobrze. I nie mam tu na myśli uczuć do partnera czy dzieci, tylko w ogóle do życia. Ja teraz rozumiem, co to znaczy naprawdę cieszyć się każdą chwilą. Doceniam każdą minutę. Zawsze powtarzam mojej córce: „Jeśli rzeczy małe nie będą cię cieszyły, to i duże nigdy nie ucieszą”. Cieszę się więc tymi małymi okruchami, przyrodą, zielenią. Cieszę się, mogąc iść po prostu brzegiem morza, chłonąc jego zapach i całej przyrody, która mnie otacza. Ktoś, kto nie otarł się o pewne ostateczne sprawy, pomyśli, że mówię głupoty.

Ale kto się otarł, dobrze wie, o czym mówisz.
Trudne do opisania, co ja przeżywam w momencie, kiedy pada czy nie pada, czy zimno, czy nie zimno, a ja mogę uśmiechnięta, pełna siły iść z piersią do przodu. Dla mnie takie rzeczy, jak dobry samochód, gadżety czy wanna z hydromasażem za kilkanaście tysięcy albo markowe ciuchy to są takie przyziemne przyjemności. Ale niczym nie do zastąpienia jest czas spędzony z przyjaciółmi i rodziną przy dobrym obiedzie. Chociaż jestem oszczędna, na jedzenie nie żałuję kasy. Wspólny posiłek bardzo ludzi zbliża.

(…) Jak sobie wyobrażasz następne lata?
Jak? Ja myślę teraz krótkoterminowo, nie ma co wybiegać za bardzo w przyszłość. Ale chciałabym strasznie, żeby już była wiosna, nie mogę się jej doczekać. Wtedy będę mogła wsiąść na rower. Tęsknię za plażą, za latem. No i mam jeszcze parę marzeń zawodowych. Ale najbardziej chciałabym wyjść z tej sytuacji, w jakiej się teraz znajduję, i móc funkcjonować tak, jak funkcjonowałam do tej pory. Jeszcze trochę pożyć. Bardzo głęboko wierzę, że mi się uda.

W sumie jednak masz szczęśliwe życie?
Gdybym miała trudny charakter, mogłabym odpowiedzieć: „Nie zgadzam się z tobą”. Ale nie powiem tego, bo uważam, że wiele w życiu osiągnęłam. I mam tu na myśli moją rodzinę, moją najpiękniejszą rolę, jaką do tej pory zagrałam. Nigdy to, co stworzyłam zawodowo, nie dorówna temu, że jestem dumną matką trójki dzieci i że to są takie kochane dzieciaki.

Optymizm ma wielkie znaczenie w każdym życiowym zawirowaniu.
Ale ja wcale nie jestem optymistką, chociaż wszyscy myślą, że jestem. Byłam skrajną pesymistką, wszystko widziałam w czarnych barwach i wiele niedobrych rzeczy sobie przepowiedziałam. Teraz jednak przesterowałam moją głowę na pozytywne myślenie, żeby cieszyć się życiem. I walczyć, bo mam o co. I wiesz, co – wyspowiadałam się pierwszy raz od 13 lat. Teraz znowu kumpluję się z Panem Bogiem, chodzimy co niedziela na kawę. Bardzo dobrze mi z tą przyjaźnią, lecz nie narzucam nikomu mojej wiary, nie manifestuję jej i nie zmuszam innych, aby razem ze mną na tę niedzielną kawę chodzili. Ale uwierz mi, że po tych spotkaniach jest mi naprawdę o wiele lżej. I myślę, że dostałam swoją lekcję od Niego w jakimś celu. Po coś.

  *    *    *

To fragment wywiadu zmarłej w niedzielę, w wieku zaledwie 35 lat, aktorki Anny Przybylskiej, opublikowanego w lutowej „Vivie!”. Ten wywiad był ewenementem nie tylko dlatego, że zmagająca się z nowotworem trzustki Przybylska unikała już wtedy mediów, ale przede wszystkim dlatego, że aktorka w sposób szczery i poruszający opowiedziała red. Krystynie Pytlakowskiej o tym, co choroba zmieniła w jej życiu, o swoim nawróceniu.

Śmierć Anny Przybylskiej poruszyła wielu moich znajomych i współpracowników; np. w poniedziałek był to – w czasie rozpędzającej się kampanii wyborczej! – główny temat naszych redakcyjnych rozmów. Był to także główny temat doniesień medialnych. Szok mieszał się z niedowierzaniem. Większość tych rozważań nie wykraczała poza stereotyp: taka młoda… taka piękna… dlaczego? Owo „dlaczego?” zawsze jest tajemnicą dla żyjących. Możemy jedynie wierzyć, że Pan Bóg zabiera człowieka w najlepszym dla niego momencie, bez względu na to, ile ma on lat. Anna Przybylska już zna odpowiedź na pytanie, dlaczego.

Według „Super Expressu”, aktorka marzyła, by ze swoim partnerem, Jarosławem Bieniukiem, połączyć się węzłem sakramentalnym. Powoli oswajała trójkę swych dzieci ze śmiercią; poprosiła też Bieniuka, „by kochał dzieci za ich dwoje”. Później zaprosiła księdza z namaszczeniem chorych. Umarła przygotowana na „niebieską kawę” z Panem Bogiem.

Czyż to nie piękna historia o pięknej (nie tylko fizycznie) kobiecie, który – zmagając się z ciężką chorobą – dojrzewa w wierze i świadomie wędruje ku Niebu? Dzięki św. siostrze Faustynie i jej orędziu o Bożym Miłosierdziu, wierzę, że już tam jest. I czuję wdzięczność dla Anny Przybylskiej za Jej świadectwo czasu cierpienia i nawrócenia.

Jaromir Kwiatkowski

Fot. www.aniaprzybylska.com

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web