Jak wychować „duchowego twardziela”?

8 lutego 2012 13:29Komentowanie nie jest możliweViews: 96

Dariusz Zalewski ▼

Lecz puści wewnątrz ludzie są jak konie,
Co, nie naglone, pysznie wyglądają
I obiecują cuda; gdy skrwawiona
Ostroga wbije im się w boki, wtedy
Zwieszają głowę na kształt szkap zawodnych
I upadają pod brzemieniem próby.

W. Szekspir, Juliusz Cezar
przekł. Cz. Miłosz

W wychowaniu są cele ważne i ważniejsze. Do tych drugich należy ukształtowanie hartu ducha czy po prostu szlachectwa duchowego. Dzięki nim człowiek ma zdolność do trwania i przezwyciężania sytuacji trudnych. Jest to sprawność podstawowa. Po niej poznajemy, że mamy do czynienia z człowiekiem, a nie jego prototypem.

„Czy osioł może być żałosny?”

Ludzie uwielbiają „święty spokój”, czyli stan gdy wszystko jest na swoim miejscu: zdrowie, pieniądze, bezpieczeństwo emocjonalne i materialne. Jednak prawdziwe człowieczeństwo i świętość sprawdza się w czasie próby, wtedy, gdy coś nie gra, gdy tracimy „święty spokój”, a żyć trzeba.

F. Nietzsche w typowy dla siebie sposób wołał: „Czy osioł może być żałosny? Nie mieć siły wstać ani zrzucić z siebie swego ciężaru?”. Nietzsche, choć nie jest z mojej bajki, w pytaniach o osła uchwycił najważniejsze rysy sytuacji kryzysowej.

Z jednej strony przygniatający ciężar (psychiczny bądź fizyczny), z drugiej narastające poczucie braku perspektywy. Czarna przestrzeń beznadziei rozszerza się z każdą minutą, zajmując stopniowo cały horyzont.

Jest to doświadczenie, który w mniejszym bądź większym stopniu dotknęło każdego z nas. Wielkość ducha ujawnia się w reakcji na ten stan.

„Szkapy zawodne”

Najpierw zatrzymajmy się na „szkapach zawodnych” (patrz fragment z Juliusza Cezara cytowany na wstępie) czy „ludziach mgłach” (B. Leśmian). Różnie ich można określać.

Gdy dopada ich ciężar (smutek, problem) zaczynają rozczulać się nad swoim losem, wpadają w panikę i przytłacza ich zniechęcenie . Swoim postępowaniem „napędzają” negatywne emocje. Stopniowo coraz bardziej tracą siły duchowe i pogłębiają poczucie beznadziei.

W tym stanie nie mogą myśleć racjonalnie i praktycznie przestają poszukiwać sposobów wyjścia z sytuacji problemowej. Oczekują wyłącznie pomocy z zewnątrz.

Ludzie szlachetni

Przeciwny typ człowieka uznaje „brak świętego spokoju” za element ludzkiego losu. Nie jest on dla niego czymś niedopuszczalnym. Można powiedzieć, że „ciężar”, „niedogodność życiowa” staje się wyzwaniem.

Tak naprawdę nigdy nie ma sytuacji życiowych, które są idealne i spełniają wszystkie warunki „świętego spokoju”. Zawsze coś „zgrzyta”: czasami ciszej, czasami głośniej. Gdy człowiek uzna to za stan normy, łatwiej jest mu radzić sobie z tymi sytuacjami. Takie podejście rzutuje pozytywnie na sprawność myślenia i poszukiwanie dróg wyjścia z kryzysu.

Ludzie słabi pogrążają się w beznadziei i czarnowidztwie, negatywne emocje przysłaniają im rzeczywistość, nie potrafią racjonalnie myśleć i poszukiwać rozwiązań. W tym przypadku jest inaczej. Ten typ walczy z „ciężarem”, a jednocześnie rozgląda się dookoła, poszukując rozwiązań, i w 99 procentach przypadków je znajduje!

Niezwykle ważna jest motywacja religijna. Musimy zadać sobie pytanie: czy nie mamy grzechów, za które powinniśmy odpokutowywać? Czy „brak świętego spokoju” nie jest dla nas wybawieniem? Pomocą w odkupieniu naszych win już za życia!?

Strategia wychowawcza

Czy można wychować „duchowego twardziela?” Z pewnością jest to możliwe. Przede wszystkim trzeba ukształtować cnoty, które sprzyjają formowaniu opisywanej tutaj umiejętności. Szczególnie należy zwrócić uwagę na męstwo i roztropność oraz cnoty im pokrewne (wytrwałość, wielkoduszność, odwagę cywilną, cierpliwość, zaradność).

Problem w tym, że nawet najlepsza teoria nie wystarczy. Konieczne jest duże zaangażowanie rodziców. „Cnota jest efektem czasu i wielokrotnych powtórzeń” – zatem to rodzice i wychowawcy potrzebują już na wstępie wytrwałości, aby zrealizować nakreślony plan wychowawczy.

Jak kształtować cnoty wzmacniające hart ducha?

Można to robić na dwa sposoby:

1. Ograniczając wygody.

Chodzi o to, by od czasu do czasu schodzić poniżej praktykowanego w rodzinie standardu życia. Nie można oczywiście przesadzać i kazać spać dziecku na desce, ale generalnie trzeba przyzwyczajać do sytuacji dyskomfortu i niewygody.

Na przykład, jeśli dziecko podwożone jest codziennie samochodem do szkoły, to nic się nie stanie, jak raz na jakiś czas pojedzie autobusem. Można też hartować fizycznie przez mycie w chłodniejszej wodzie czy obniżyć temperaturę w mieszkaniu. Zastrzegam jednak jeszcze raz, aby zachować tu zdrowy rozsądek i nie popadać w skrajności.

2) Rezygnując z luksusu.

O ile ograniczając wygody schodzimy poniżej pewnego standardu życia, do którego dziecko przywykło, to w tym przypadku chodzi o „obcinanie” wszystkiego, co jest powyżej przyjętego standardu.

Przede wszystkim nie powinniśmy spełniać zachcianek i kaprysów, choćby ograniczając kupowanie wymyślnych zabawek czy gadżetów technologicznych. Jednocześnie trzeba zwalczać wszelkie przejawy grymaszenia przy jedzeniu, ograniczać słodycze itp.

Nie twierdzę, że zawsze należy rezygnować z wymienionych wyżej rzeczy. We wszystkim, co się robi, wypada zachować zdrowy umiar. Rodzice najlepiej znają swoje dzieci i do nich należy ostateczna decyzja.

Niemniej, ogólna strategia nie może być zmieniona. Musimy hartować i przyzwyczajać do dyskomfortu. To prawda, którą wielu zna, ale niestety nie za bardzo się tym przejmuje.

Jak uczyć zaradności?

Kształtowanie roztropności to osobne zagadnienie. Poświęciłem cały rozdział na ten temat w książce Wychować człowieka szlachetnego. Nie wystarczy jednak nauczyć dziecka pomysłowości czy umiejętności analizy sytuacji.

W roztropnym podejmowaniu decyzji niezwykle istotny jest czynnik intuicyjny. Odwołujemy się bowiem zawsze do sytuacji przyszłej, której nie znamy.

Wydaje się, że najlepiej zaradności uczyć w sytuacjach kryzysowych, które dzieci aktualnie przeżywają.

Jak wówczas postępować?

Przede wszystkim zachęcać do samodzielnego poszukiwania rozwiązań napotkanych problemów.

Dziecko zazwyczaj skarży się na swój los i oczekuje, że ktoś za nie pokona trudność. Bywają sytuacje, gdy nasza pomoc będzie niezbędna, ale są i takie, gdy dziecko może poradzić sobie samo. Nasza rodzicielska nadgorliwość uczy jedynie oglądania się na kogoś, kto wyręczy dziecko w wykonaniu zadania.

W takich przypadkach musimy mu uświadamiać, że narzekanie i rozpowiadanie swoich problemów do niczego nie prowadzi i niczego właściwie nie zmienia. Dla wzmocnienia ducha warto wypowiedzieć słowa otuchy, które „zagrzeją do boju”; tłumaczyć, że w życiu zdarzają się takie sytuacje i trzeba nauczyć się z nimi żyć oraz zachęcać do modlitwy i polecania danego problem Panu Bogu.

Gdy dziecko kilka razy samo upora się z sytuacją kryzysową, wówczas nabierze wiary w siebie i ukształtuje omawianą tu umiejętność.

Na koniec jeszcze jedna uwaga.

Zapamiętajmy: spokojne mieszczańskie życie jest zabójcze dla ducha samo przez się, w atmosferze demokracji liberalnej jest zabójcze podwójnie. Bądź konsekwentny i postępuj wedle zarysowanej strategii, dopasowanej do indywidualnych cech swego dziecka. W przeciwnym razie wychowasz „młodego, wykształconego, z wielkiego miasta”, „szkapę zawodną”, „człowieka jednodniowego”.

I zwyczajnie przegrasz życie.

Artykuł pochodzi z blogu www.Edukacja-Klasyczna.pl.

——————

Dariusz Zalewski – pedagog, autor książek: „Sztuka samowychowania” oraz „Wychować człowieka szlachetnego”, prowadzi blog www.Edukacja-Klasyczna.pl.

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web