XXXIII niedziela zwykła (C), 17 XI 2013 – komentarz do Ewangelii
Ocalimy to, za co gotowi jesteśmy oddać życie
● Rozważa: ks. Stanisław Bartmiński ●
XXXIII niedziela zwykła, rok C
(17 listopada 2013)
Czytania: Ml 3, 19-20a; 2Tes 3, 7-12
Ewangelia: Łk 21, 5-19 ●
Czytania liturgiczne na koniec roku kościelnego od zawsze przenosiły nas w czasy ostateczne – czasy Sądu, końca świata, czyli tzw. groźną „eschatologię”. Dopiero niedawno teologowie, nasi kościelni „uczeni w prawie”, zaproponowali w liturgii szerszą perspektywę, wprowadzając uroczystość Chrystusa Króla – króla czasów i wieczności. Ta właśnie uroczystość, obchodzona w ostatnią niedzielę Roku Kościelnego, przesunęła rozważania eschatologiczne w czytaniach liturgicznych na przedostatnią niedzielę w Roku Kościelnym. Dlatego dziś, w trzydziestą trzecią niedzielę roku „C”, w czytaniach pierwszym i trzecim padają słowa: „oto nadchodzi dzień palący”, „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu”.
Słowa te i podobne, jakich nie brak w Biblii, kształtowały przez stulecia wrażliwość moralną, opartą na strachu przed „Sędzią Sprawiedliwym”, karzącym do „siódmego pokolenia” dzieci za grzechy rodziców, dziadków i pradziadków. My, współcześni, odrzucamy tę wrażliwość jako znoszoną, zmurszałą szatę, jakiś gorset, jaki niemodny surdut. Poprawni politycznie, niesieni nurtem mody, przytłoczeni mnóstwem – nic, że często sprzecznych z sobą – opinii ludzi uczonych, polityków, ekspertów, z których każdy z osobna wydaje się mieć rację, jesteśmy ponad tym. Ponad moralnością. Ukołysani opowieściami o „Bogu pełnym miłosierdzia”, który „kocha mnie takiego jakim jestem i cieszy się każdym moim gestem”, z jednej skrajności – przekonania o nadmiernej bożej surowości, wpadamy w drugą skrajność – przekonania o bezbrzeżnej bożej pobłażliwości. Podobnie z obrzędową stroną naszej wiary. Jedni odrzucają drobiazgowe posty, paciorki, nabożeństwa, nawet spowiedzi i Msze niedzielne, na rzecz „Boga, który jest Duchem i nie mieszka w świątyniach nie ręką ludzką wzniesionych”, inni, jakby tym przerażeni, mnożą zewnętrzne objawy swojej wewnętrznej wiary: pielgrzymki, przeróżne poświęcenia, i wymagają tego od innych, nawet od czynników oficjalnych.
I wszystko w Imię Boga. Idą całe zastępy ludzi nawiedzonych, jak mówi Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii – „pod Jego imieniem”, i mówią: „Ja jestem głosem bożym w twoim domu”. I nakładają na ludzi nadmierne brzemiona, mnożą puste pacierze, przywdziewają dostojne szaty, wielomówstwem maskują miałkość myśli. Jezus przestrzega: Nie chodźcie za nimi, bo nie w wielomówstwie będziecie wysłuchani.
Przestrzega: „będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień z powodu mojego imienia”. Z powodu mojego imienia. Nie z innego powodu. Uznajmy, za patronem przemyskiej diecezji, Dobrym Łotrem wiszącym na krzyżu, że my „słuszną >>nagrodę<< za nasze czyny odbieramy”. My, nasi kapłani, nasi przywódcy, cierpimy często nie dla „imienia Pańskiego”, ale za własną pazerność, własną arogancję wobec słabszych, ludzi odmiennych od nas, za pogardę wobec upadłych, grzesznych, do których przyszedł Jezus, „aby ich zbawić”, a my im zamykamy drogę do Boga. Tym różnym rozwodnikom, którym pokomplikowało się życie, tym pijakom, którym nikt nie podał ręki, gdy jeszcze był czas ku temu, tym prostytutkom jak Maria Magdalena, wykorzystanym i odrzuconym, tym zdrajcom ojczystych wartości jak celnik Mateusz, czy jego szef Zacheusz… Za nimi opowiada się papież Franciszek, usiłujący wiele spraw postawionych dotychczas w Kościele na głowie znowu postawić na nogi, jak postulowała Ewangelia i jak stale przypominała nauka Kościoła, chociażby w słowach z hymnu brewiarzowego z nieszporów III tygodnia:
Jezu otoczony rzeszą kalek, ślepców, trędowatych, ciał niemocą naznaczonych, Dusz błądzących po bezdrożach;
Jezu, któryś miał przyjaciół wśród celników, jawnogrzesznic, któryś szukał pogardzanych, zeszpeconych plamą winy;
/…/ Jezu, okaż miłosierdzie nam, potomkom tamtych ludzi i podobnym do nich w nędzy, co przyzywa Twej litości.”
Gdy „słyszymy o wojnach i przewrotach” nie róbmy z siebie męczenników, bo inni nasi bracia, chociażby na Bliskim Wschodzie czy w Nigerii, rzeczywiście krew przelewają dla imienia Jezusowego, tam „wydają ich nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych o śmierć przyprawiają”. A my narzekamy, że „z powodu imienia Jezusowego bywamy czasem w nienawiści u wszystkich”. Nawet nie u wszystkich i nie zawsze, bo przecież na co dzień nikt nam nie broni z dumą i publicznie nosić oznak naszej wiary, za co – znów powołam się na słowa Pana Jezusa – „włos z głowy wam nie ginie”.
„Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” – zaręcza Pan Jezus. Myślę, że można to wyrazić nieco inaczej: ocalicie to, za co gotowi jesteście oddać wasze życie. Czyli co? Pomyślmy.
Ocalimy przez wytrwałość. Wytrwałość w modlitwie, w pracy, w nauce, w wierności zasadom, a nie tylko hasłom naszej wiary, przez wierność przesłaniu „naszego” papieża, dziś już Błogosławionego, i otwartość na głos Franciszka, którego mowa dla wielu „staje się twarda”, przenikająca aż do szpiku naszych sumień.
————–
Ks. Stanisław Bartmiński, przyjął święcenia kapłańskie w 1959 r. w Przemyślu, w latach 1970-2008 proboszcz parafii pw. św. Marcina w Krasiczynie k. Przemyśla (obecnie na emeryturze). Krasiczyńska plebania stała się pierwowzorem filmowej „Plebanii“, a ks. Stanisław pełnił rolę konsultanta tego popularnego serialu. W okresie stanu wojennego organizował pomoc dla internowanych i ich rodzin oraz dla osób represjonowanych z powodów politycznych. Krasiczyńska plebania była też miejscem spotkań, rekolekcji i wykładów dla działaczy „Solidarności”. Laureat Nagrody im. ks. Romana Indrzejczyka, przyznanej mu przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów „w dowód uznania dla działalności na rzecz dialogu międzyreligijnego, kształtowania społecznych postaw otwartości i tolerancji, wzajemnego szacunku oraz urzeczywistniania chrześcijańskiej miłości bliźniego” (odebrał ją 8 stycznia br. w Krasiczynie).
————–
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: “Ja jestem” oraz: “Nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.
Zdjęcie główne: Natalia Klocek
Zdjęcie autora: Darek Delmanowicz. Z archiwum ks. Stanisława Bartmińskiego.