W Kopkach na Podkarpaciu ks. Jerzy Popiełuszko odprawił mszę prymicyjną w intencji kolegi, który utonął w Sanie
Jaromir Kwiatkowski ●
Wizyta była krótka, zaledwie jednodniowa, ale mimo to jest pamiętana przez wielu parafian do dziś. Nie tylko ze względu na Błogosławionego, ale i dramatyczne okoliczności, które tej wizycie towarzyszyły.
27 czerwca 1972 r., Msza św. prymicyjna w kościele w Kopkach. Czwarty od lewej – ks. Jerzy Popiełuszko.
Jak do niej doszło? W 1970 r. czterech kleryków z warszawskiego seminarium – Bogdan Liniewski, Wiesław Wasiński, Zdzisław Solecki i Jerzy Popiełuszko – zaplanowało wakacyjny rowerowy rajd po Polsce. Ich celem były Bieszczady. Wyjechali we trzech. Bez Jerzego, którego mama nie chciała się zgodzić na tę wyprawę. Obawiała się bowiem, że – ze względu na wątłe zdrowie syna – ta podróż może być dla niego zbyt ciężka.
Przyjaźń z proboszczem i tragiczna śmierć diakona
Klerycy zatrzymywali się na noclegi na plebaniach, a rano wyruszali dalej. Tak trafili do Warzyc k. Jasła, gdzie proboszczem był ks. Antoni Nizioł. A że gospodarz parafii był niezwykle gościnny i serdeczny, zostali u niego przez trzy dni. Tak narodziła się między nimi przyjaźń, która zaowocowała kolejnymi spotkaniami.
Niedługo potem ks. Nizioł został przeniesiony z Warzyc do Kopek w pow. niżańskim (diecezja sandomierska). Jak wspomina Mieczysław Hutman, organista (od ponad 40 lat) parafii w Kopkach, w Boże Narodzenie 1970 r. ks. Nizioła odwiedził Zdzisław Solecki, umówili się na wakacje.
Latem 1971 r. przyjechali do Kopek we dwóch: Bogdan Liniewski i Zdzisław Solecki. Na motocyklu, już jako diakoni. Wiesław Wasiński nie wybrał się z nimi, bo zepsuła mu się maszyna.
Nie zastali jednak proboszcza – był akurat na rekolekcjach kapłańskich. Cierpliwie czekali na niego w Kopkach przez trzy dni. – Gdy ks. Nizioł przyjechał, bardzo się ucieszył na ich widok – opowiada organista. – Zjedli obiad i poszli na spacer nad San. Tam klerycy postanowili się wykąpać.
I wtedy doszło do tragedii: Zdzisław Solecki utopił się w wodach Sanu. Ciało znaleziono dopiero na drugi dzień, woda zniosła je kilkaset metrów w dół rzeki.
W Kopkach została odprawiona msza św. żałobna. Ciało zmarłego zostało pochowane w jego rodzinnych stronach.
Po tej tragedii kontakty proboszcza z warszawskimi diakonami na pewien czas ustały. – Kiedy któregoś dnia zapytałem ks. Nizioła, co tam słychać u naszych przyjaciół z Warszawy, odpowiedział: „Daj mi spokój, nie przypominaj mi”. Bardzo przeżywał to, że taka tragedia zdarzyła się w jego parafii – opowiada Mieczysław Hutman.
Msza prymicyjna i wizyta u Hutmanów
Pan Mieczysław pamięta, jak w następnym roku proboszcz powiedział mu któregoś czerwcowego dnia: „Warszawa się odezwała. Chcą przyjechać i odprawić mszę św. prymicyjną tu, gdzie utopił się ich kolega”.
Przyjechali we trzech. Wraz z księżmi Liniewskim i Wasińskim, także ich kolega z roku – ks. Jerzy Popiełuszko. Miał wtedy niespełna 25 lat. Miesiąc wcześniej wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie.
27 czerwca 1972 r., o godz. 11, odprawili mszę św. prymicyjną w intencji tragicznie zmarłego kolegi. Po mszy udzielili parafianom prymicyjnego błogosławieństwa i rozdali okolicznościowe obrazki. Rozmawiali także z parafianami. Ks. Jerzy, gawędząc z organistą, zapytał o żonę. Pan Mieczysław odpowiedział, że nie mogła uczestniczyć w uroczystości, bo musiała opiekować się malutkimi dziećmi, w tym niespełna miesięcznym synem. Wtedy ks. Jerzy z jednym z kolegów powiedzieli: „to my pójdziemy do niej i ją pobłogosławimy”. Organista nie mógł im towarzyszyć, bo miał obowiązki w kościele.
Żona pana Mieczysława zaprosiła gości do pokoju, ale oni woleli usiąść przy kuchennym stole. Ks. Jerzy poprosił o kawę. Rozmawiając z gospodynią, zapytał o dzieci, wspomniał też swoją prymicję. Po krótkiej rozmowie zaproponował żonie pana Mieczysława, by uklękła, bo obaj chcą jej udzielić prymicyjnego błogosławieństwa. Tak też się stało. Potem ks. Jerzy poszedł do dzieci, którym również udzielił błogosławieństwa. Kiedy stanął nad kołyską niespełna miesięcznego Jacka, dziecko wyciągnęło do niego rączkę. Przyszły błogosławiony ujął ją w swoje ręce i – zwracając się do kolegi – powiedział: „Patrz, kiedyś z tego maleństwa będzie duży człowiek”. Dziś Jacek Hutman jest księdzem, pracuje jako misjonarz na Białorusi. Po obiedzie na plebanii goście odjechali. Była to najprawdopodobniej jedyna wizyta ks. Jerzego na Podkarpaciu.
Jak wspomina pan Mieczysław, prymicjanci zostawili wtedy w Kopkach szczególnego rodzaju pamiątkę: zaproponowali proboszczowi, by właśnie 27 czerwca obchodzić w parafii odpust ku czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy. I tak jest do dziś.
Pamięć o ks. Jerzym jest w Kopkach żywa
Gdy ks. Popiełuszko został zamordowany, proboszcz uznał, że trzeba go upamiętnić w Kopkach. – Wtoczyłem na plac przykościelny duży kamień i postawiłem krzyż brzozowy – opowiada Mieczysław Hutman. – Na krzyżu umieściłem drewnianą tabliczkę ze zdjęciem ks. Jerzego i napisem „Prawda warta jest życia”, który wyrzeźbiłem dłutkiem.
W 1999 r. powstał w tym miejscu pomnik kapłana-męczennika, ufundowany przez kopeckich parafian z USA.
Pamięć o ks. Jerzym jest w Kopkach wciąż żywa. W kolejne rocznice jego męczeńskiej śmierci parafianie gromadzą się wokół pomnika na modlitwie, a parafialna schola, którą prowadzi pan Mieczysław, daje przy tej okazji koncert. Organista kilkakrotnie już organizował pielgrzymki do Warszawy, Niepokalanowa i Lichenia, w których programie nie mogło oczywiście zabraknąć wizyty w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu i modlitwy przy grobie ks. Jerzego. W czerwcu ub.r. do kościoła w Kopkach zostały uroczyście wprowadzone relikwie kapłana-męczennika.
Trwają starania o to, by ks. Jerzy został patronem miejscowej szkoły.
29 lat temu, 19 października 1984 r., ks. Jerzy Popiełuszko, kapelan „Solidarności”, został uprowadzony i zamordowany przez trzech funkcjonariuszy SB. W stanie wojennym organizował comiesięczne Msze św. za Ojczyznę w kościele pw. Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w Warszawie, podczas których odważnie upominał się o poszanowanie przez władze wolności i godności obywateli oraz o prawdę w życiu społecznym. Władze odpowiedziały skierowaną przeciw niemu kampanią oszczerstw i nienawiści, w której celował ówczesny rzecznik rządu, Jerzy Urban. Ks. Jerzy został beatyfikowany 6 czerwca 2010 r. w Warszawie.