Czym w wychowaniu można zastąpić kary?
Justyna Mach
W pedagogice od dawna istnieje dyskusja na temat kar i nagród w wychowaniu. Jest wielu takich, którzy bez kar nie wyobrażają sobie skutecznego kształtowania osobowości dziecka. Coraz częściej jednak pojawiają się głosy ogromnego sprzeciwu wobec ich stosowania.
Nie chcę w tym miejscu zaprzątać głów Czytelników argumentami „za i przeciw” stosowaniu kar i nagród, pragnę natomiast przedstawić propozycje A. Faber i E. Mazlish zastąpienia kar innymi sposobami wychowawczymi.
Przede wszystkim, rodzic zawsze ma prawo powiedzieć, co czuje, jednak powinien to zrobić tak, by nie atakować charakteru dziecka. Nie powinien więc mówić: „Okropny z ciebie bałaganiarz!”, „Nigdy nie sprzątasz za sobą!”. Natomiast może to określić tak: „Ten bałagan strasznie mnie denerwuje!” Jest to komunikat „ja”. Rodzic mówi o sobie, o swych uczuciach. Wcześniejsze dwa przykłady to komunikaty „ty”, niosące ze sobą trudną do przyjęcia krytykę osoby dziecka, a nie jego niewłaściwego zachowania.
Warto także wyrazić swe oczekiwania: „Chciałbym widzieć zabawki poukładane na miejscu, kiedy skończysz się nimi bawić”. Można również wskazać dziecku, co może zrobić teraz: „Misie trzeba ustawić na półce, a autka wrzucić do skrzyni”. Innym sposobem jest zaproponowanie dziecku wyboru: „Możesz używać tych autek, ale po skończeniu zabawy włóż je do skrzyni. Inaczej będę musiała je schować. Decyduj sam”.
Czasem dziecko i tak nie podejmuje sprzątania. Moim zdaniem dobrze jest wówczas ustalić z nim, ile potrzebuje czasu na zrobienie porządku. Trzeba także powiedzieć, że w razie zostawienia bałaganu, wszystkie rozrzucone zabawki zostaną mu zabrane. Po upływie wyznaczonego czasu należy wyegzekwować ustalenia. Skonfiskowane zabawki można mu oddać w późniejszym czasie. Polecam również metodę wspólnego z dzieckiem rozwiązywania danego problemu.
Przypuśćmy, że kłopoty z utrzymywaniem ładu w pokoju są permanentne. Dobre rezultaty może przynieść zastosowanie trzeciej metody rozwiązywania konfliktów, którą T. Gordon nazywa metodą bez porażek. W odróżnieniu od pierwszej metody, gdzie wygrywają w konflikcie rodzice, i drugiej metody, w której zwycięzcą jest dziecko, ten rodzaj pokonywania trudności pozwala na wypracowanie wspólnego rozwiązania. Nikt zatem nie jest pokonany. Korzystając z tej metody, należy:
- Określić problem, co oznacza, że przedstawiamy dziecku istniejący problem, stosując komunikaty „ja”, czyli mówiąc, co samemu się czuje, co złości, niepokoi, itd. W żadnym wypadku nie można tutaj oskarżać dziecka ani upokarzać go.
- Szukać możliwości rozwiązania problemu. Własne propozycje rodzic powinien zachować na koniec. Jeśli propozycji jest dużo i problem jest skomplikowany, można pomysły zanotować. Bardzo ważne jest, by ich nie komentować. Zapisywać aż do wyczerpania się pomysłów.
- Ocenić krytycznie proponowane rozwiązania. Na tym etapie dokonuje się oceny zgłoszonych propozycji. Istotne jest to, by mówić, co się czuje, np.: „To rozwiązanie jest moim zdaniem niesprawiedliwe wobec mnie”. Dziecko ma na równi z rodzicem prawo otwarcie mówić, które rozwiązania według niego są nie do zaakceptowania.
- Wybrać najlepsze rozwiązanie. Generalnie po przejściu poprzedniego etapu rozwiązanie zwykle samo się wyłania.
- Wypracować sposoby jego realizacji. Ten krok skupia uwagę na tym, co należy uczynić, by powzięte postanowienie wprowadzić w czyn, czyli kto i co powinien zrobić, by zlikwidować problem.
- Stwierdzić, czy wybrane rozwiązanie sprawdziło się w praktyce. Może się bowiem okazać, że powzięte ustalenia są zbyt trudne w realizacji dla rodzica lub dziecka. Dlatego też warto sprawdzać, czy obie strony są nadal zadowolone z umowy i w razie czego zmodyfikować ją.
Oczywiście nie wszystkie trudności wymagają stosowania tych sześciu kroków. Czasem już pierwsza propozycja bywa akceptowana przez obie strony i rozwiązuje problem. Może być i tak, że ktoś poda najlepszą propozycję dopiero na etapie wypracowywania sposobów realizacji. Są to jednak takie etapy, które w trudniejszych sprawach warto przejść po kolei, by odnaleźć naprawdę satysfakcjonujące wszystkich wyjście z konfliktu.
Justyna Mach
09:23
Świetny artykuł