Modlitwy na trudne dni (10). Modlitwa człowieka, który ma zostać w szpitalu
Panie, jaka tu przygnębiająca atmosfera. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest nieznane. I właśnie to zbija mnie z tropu.
Więc boję się. To wszystko.
Karetka, nosze, winda, to wszystko szybko przesuwa mi się przed oczami… Miałem ochotę im powiedzieć: „Ależ nie, to pomyłka, to wszystko nie dla mnie, no jak to? To nie może być dla mnie…”
A jednak to właśnie dla mnie. To i z pewnością jeszcze wiele innych rzeczy.
Bardzo chciałbym wiedzieć, Panie, chciałbym wiedzieć na pewno.
Przed chwilą przyszedł młody człowiek w zielonej bluzie i fartuchu. Twarz chłopca, ale ruchy pewne, wygląd kogoś bardzo precyzyjnego, prawie surowego. I doskonale anonimowego. Nie wiem właściwie, co mi odpowiedział. Bąknął coś jakby: „W porządku, zobaczymy…”, z zainteresowaniem, i odchodząc powiedział coś pielęgniarce, nie wiem co.
W każdym razie nie wiem więcej, niż wiedziałem.
I to właśnie tego nie chcę. Tego się boję. Że nie wiem.
Nie wiedzieć ani co mi naprawdę jest, ani co takiego „oni” będą mi robić, ani czy długo mnie tu zatrzymają, ani nic.
Być zależnym. Nauczyć się, że jestem zależny od wszelkiego rodzaju rzeczy i ludzi.
Jest taka łaska, o którą chciałem Cię prosić. Pokoju? Tak, bardzo go potrzebuję.
Ale jeszcze coś więcej. Potrzebuję czegoś więcej, bo nie wiem, jak to wszystko się skończy. Chciałbym Cię prosić o cnotę najważniejszą dla chorego… Żebym umiał być wesoły.
Źródło:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/M/MO/trudne_dni.html