Chrześcijański Zen?

2 września 2015 15:11Komentowanie nie jest możliweViews: 196

zenKs. dr hab. Aleksander Posacki ●

Czy można porównywać Buddę z Chrystusem? Czy stosowanie wschodnich technik medytacyjnych nie jest ucieczką od krzyża, a nawet zdradą Chrystusa? Choć propagowanie zen wśród chrześcijan Europy Zachodniej miało swoje apogeum w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia, to trwa do dzisiaj.

Obecnie w „propagandzie” zen można zauważyć znaczącą i zarazem niepokojącą różnicę. Duchowe praktyki orientalne, a nawet okultystyczne, coraz częściej i śmielej stosuje wiele zakonów katolickich. W domach rekolekcyjnych i kościołach jezuickich pojawiają się wręcz „kursy” medytacji zen, a nawet buddyzmu tybetańskiego. Podobne tendencje obserwować można w niektórych zakonach franciszkańskich i benedyktyńskich.

Wielu teologów, a także mistrzów duchowych, którzy mają autentyczne rozeznanie duchowe, wskazuje na zagrożenia, jakie płyną z powyższych praktyk dla chrześcijańskiej wiary. Hans Urs von Balthasar w tekście „Medytacja jako zdrada” najmocniej wyraził swoją opinię na temat częstej u osób zakonnych mody oddawania się medytacjom zaczerpniętym z apersonalistycznych religii Wschodu. Zauważył, że problemy z monistyczną lub panteistyczną medytacją nie są nowe. Już Ojcowie Kościoła poruszali bowiem kwestie konfrontacji chrześcijaństwa z medytacją zabarwioną wschodnim apersonalizmem.

Zasadnicze pytanie, które stawia w swojej książce prof. Włodzimierz Wilowski, pracownik naukowy Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jest następujące: czy przyjmując medytację zen będziemy mieć jeszcze do czynienia z chrześcijańską wiarą? Przecież depozyt wiary, który był do tej pory punktem odniesienia dla wszelkich doświadczeń duchowych, zwłaszcza mistycznych, zostaje zakwestionowany. Wielu chrześcijan, nie tylko zakonników – pisze prof. W. Wilowski – zwraca uwagę na elementy medytacyjnych praktyk charakterystyczne dla japońskich szkół zen. Poszukuje się w nich metod, które można by „zaadoptować” na grunt doświadczeń mistycyzmu chrześcijańskiego. Nie chodzi tu jednak o mistycyzm chrześcijański, ale o poszukiwanie wspólnych „ponadreligijnych” form doświadczeń wewnętrznych. Autor wskazuje, że rodzi to ryzyko religijnego synkretyzmu, przed którym wielokrotnie ostrzegał Kościół katolicki.

Tego rodzaju eksperymenty zapoczątkował jezuita o. Hugo Makibi Enomiya-Lassalle (1898-1990), któremu prof. Wilowski poświęca – obok twórczości Thomasa Mertona – najwięcej miejsca. Autor prezentowanej książki wskazuje następnie, że współcześni zakonnicy, propagujący zen dla chrześcijan, uznają nieco arbitralnie, iż istnieje podobne doświadczenie w chrześcijaństwie i w buddyzmie zen. Profesor Wilowski zaznacza, że obywają się oni bez rzekomo zbędnych rozważań wskazujących na różnice dogmatyczne i doktrynalne. Ignorują porównawcze analizy religioznawcze i teologiczne.  Twierdzą przy tym, że zen zapewnia szybsze i pewniejsze uzyskanie „efektu”, czyli osobistego doświadczenia. Znamienne są tytuły książek czy wykładów głoszonych przez jezuitów, będących jednocześnie mistrzami zen. Ojciec Robert Kennedy, który w ubiegłym roku odwiedził Polskę, głosił wykłady pt. „Gdy Bóg znika”. Na jednym ze spotkań zachęcał do medytacji Boga… nieosobowego. Inny jezuita, o. Ama Samy, uważa, że istnieje w Europie masowe zapotrzebowanie na nowy duchowy wymiar, konieczność wyrwania się z niewoli chrześcijaństwa, które nie daje zaspokojenia (!). Profesor Wilowski podkreśla, że jest to diagnoza zakonnika katolickiego, który jest jednocześnie mistrzem zen.

To prawda, że doświadczenie mistyczne rządzi się poniekąd swoimi prawami. Proponuje własny, trudno zrozumiały język – na dodatek pełno w nim paradoksów. W tym kontekście św. Jan Paweł II podkreślił, że duchowość św. Jana od Krzyża zaczyna się tam, gdzie kończą się buddyjskie intuicje. Podobne przeczucie zawiera pytanie zadane przez św. Teresę z Ávila. Chrześcijańska mistyczka pyta, co znaczy modlitwa, która jest oderwana od osoby Chrystusa? Pytanie to trzeba ciągle zadawać. Zdaniem niektórych, nic w tej sprawie nie zostało jeszcze rozstrzygnięte. A może jest dokładnie odwrotnie? Przecież Trójca Święta, czyli Bóg miłości, jest nieskończenie ważniejsza od preferowanej w zen bezosobowej Podstawy Bytu. O podobnych pytaniach przypomina w swojej książce prof. Włodzimierz Wilowski.

Włodzimierz Wilowski, Czy zen może być chrześcijański? Studium z filozofii porównawczej religii, Poznań 2015. Książka wydawnictwa „Ikona”,  360 stron.

baner280_90plwArtykuł pochodzi z miesięcznika “Egzorcysta” nr 36 (sierpień 2015) i został nam udostępniony przez redakcję.

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web