Świeccy reformatorzy Kościoła, cz. II
Marcin Stradowski ▼
Słowa, że Kościół katolicki w Polsce jest największym instytucjonalnym skansenem są nie tylko niedelikatne, ale i mijają się z prawdą. Skansen komunizmu i PRL-u znalazł się na śmietniku historii. Ile jeszcze nowych projektów geniuszy-reformatorów tam trafi – nie wiemy. Natomiast Kościół katolicki trwa ponad dwa tysiące lat… i trwa.
Zobacz: Świeccy reformatorzy Kościoła, cz. I.
Czytałem publicystę, który twierdzi, że polski katolicyzm jest konserwatywny, a lepiej byłoby, aby stał się bardziej uniwersalny. Myślę, że katolicyzm jest wystarczająco uniwersalny i gdy pozostanie wierny Jezusowi, nie straci tej swojej otwartości i powszechności, której w takim stopniu nie mają inne grupy wyznaniowe.
Duch Święty i demokracja
Dla mnie wartością jest zachowanie czystości wiary, bez względu na opinie publicystów czy krytyków, którzy przeminą wraz ze swoimi projektami Kościoła przyjaznego dla wszystkich. Nauka Jezusa nie jest łatwa, ale bardzo wymagająca i powinna być zachowana co do joty. (Jednak jest przede wszystkim nauką miłości i miłosierdzia – dodam na marginesie). Dlatego może warto myśleć o własnym nawróceniu, a resztę powierzać w modlitwie i ufać Bogu. Nie twierdzę, że nie można powiedzieć, że Kościół bywa przeładowany biurokracją i niekiedy brakuje w nim Ducha. Tak też bywa. Jednak Ducha trzeba wzywać i prosić, aby zstąpił i odnowił oblicze ziemi. Ważne, aby kierować prośby do Bożego Ducha, a nie szukać odpowiedzi we własnym umyśle, często bardziej wypełnionym samym sobą, ideologią, a mniej samym Bogiem.
Słowa, że Kościół katolicki w Polsce jest największym instytucjonalnym skansenem są nie tylko niedelikatne, ale i mijają się z prawdą. Skansen komunizmu i PRL-u znalazł się na śmietniku historii. Ile jeszcze nowych projektów geniuszy-reformatorów tam trafi – nie wiemy. Natomiast Kościół katolicki trwa ponad dwa tysiące lat… i trwa. Wiara została zachowana, instytucjonalny wymiar nie uległ skostnieniu, jak się niekiedy myśli. Nawet oceniając przez pryzmat skuteczności instytucjonalnej i „ustroju” – Kościół przetrwał do dziś. Jaka inna (legalna) instytucja może pochwalić się taką ciągłością?
Słowo demokracja zrobiło wielką karierę na salonach reformatorów. Kiedyś były popularne inne hasła. Dzisiaj – demokracja. Chce się jej wszędzie, także w Kościele. Odsyłam do prac kardynała Ratzingera na ten temat. Nie wchodząc w szczegóły, demokratycznie wiary i postanowień Jezusa nie będziemy zmieniać. Demokratycznie głosu Ducha Świętego nie będziemy dostosowywać do naszego widzi mi się. Głosowanie ma miejsce na konklawe, ale bez Ducha Świętego byłoby ono tylko szukaniem własnej woli, a nie woli Boga. Dlatego też każdy z kardynałów doskonale rozumie ciążący na nim obowiązek: „biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Tutaj idzie nie o demokrację, ale o życie wieczne każdego, kto ma obowiązek słuchać głosu Ducha Świętego i wypełniać wolę Boga co do joty.
Ciągle można usłyszeć: u nas tak tradycyjnie, a u innych inaczej – jakoś bardziej na luzie. Przeważnie chodzi o Zachód. Na szczęście i tam – po latach eksperymentów – powoli robi się lepiej, wierni powracają do tradycyjnych form. Chcą „czystości” wiary, bo znają konsekwencje demokratyzacji Kościoła. Zmęczyli się pustką, mają dosyć wielkich myślicieli i projektantów Kościoła na miarę nowych czasów, na miarę XXI wieku.
Świeccy kardynałowie? Więcej pokory
Gdy słyszę o pomysłach „świeckich kardynałów” włos mi się jeży na głowie (co też przy mojej długości włosów można uznać za dość niecodzienne zjawisko). Czy świeccy naprawdę uważają, że dorośli do takiej roli? Czy rzeczywiście oddali się Chrystusowi na tyle, aby móc powiedzieć, że są gotowi do wielkich zadań? Ostatnie i najważniejsze pytanie: czy jest to wolą Ducha Świętego?
Świeccy naprawdę mogą dużo zdziałać w Kościele. Popatrzmy na ruchy, wspólnoty, jak wielu ludzi świeckich realizuje tam powołanie chrześcijańskie i jakoś nie narzekają. Są jednak nieliczni, którzy chcieliby omijać biskupów (wbrew postanowieniom Jezusa, który ustanowił Apostołów i dał im władzę) i działać na własną rękę, w imię dobra Kościoła. Snują wizje, jak mógłby rozwinąć się Kościół w takich warunkach. Tylko czy pozostałby Kościołem Jezusa?
Kolejna propozycja: dopuścić świeckich do majątków gromadzonych przez Kościół przez wieki. Niech i świeccy coś z tego mają. Tyle że w historii świata świeccy roztrwonili ogromnie dużo majątków (wielokrotnie, mając dość duże możliwości finansowe, aby pozostawić po sobie konkretne dzieła, pozostawiają długi). Natomiast o wiele biedniejsi np. zakonnicy rozdają wyjątkowo dużo w stosunku do tego, co mają. A i nieproporcjonalnie dużo zachowają dla następców, pomimo – jak zaznaczyłem – dość skromnych możliwości finansowych. Kto umie lepiej gospodarować? Kto też więcej głosi Boga? Jakoś okazuje się, że duchowieństwo w większości przypadków żyje bardziej ekonomicznie, a jednocześnie wkłada większy wysiłek w to, by żyć w duchu pokuty, miłosierdzia i modlitwy. Może więc to wyciąganie rąk po kościelne majątki wynika z zazdrości, a nie z prawdziwej troski o dobro Kościoła. Zalecam reformatorom więcej pokory i umartwienia.
Kościół zamiata brudy pod dywan. Tyle że obecny papież te brudy wyciąga na światło dzienne. A co będzie, gdy okaże się, że te brudy, które faktycznie były zamiatane pod dywan… zamiatali najbardziej reformatorscy duchowni i świeccy. Wszystko w imię lepszego samopoczucia, bo każdemu coś się od życia należy. Sam uważam, że każdy popełnia błędy, należy wybaczać nie 7, ale 77 razy. Jednak pewnych zjawisk nie można aprobować. Tyle że jakoś paradoksalnie (choć osobiście widzę w tym logikę) najbardziej „konserwatywni” duchowni również najbardziej przyczyniają się do prawdziwej odnowy i oczyszczenia Kościoła.
Jeżeli świeccy chcieliby uczestniczyć w życiu parafii, pomagać proboszczowi w zarządzaniu, to myślę, że w wielu przypadkach – mogą. Przecież można proponować inicjatywy i zawsze można być bardziej hojnym. Można też dawać datki z zastrzeżeniem, na jaką inicjatywę te środki finansowe mają być przeznaczone. Można też oczekiwać od proboszcza zdania relacji z przebiegu nowych inwestycji w parafii, w których partycypuje się finansowo.
Tylko czy reformatorom o takie odpowiedzi na te problemy rzeczywiście chodzi?
Zachować ostrożność
Kościół jest naszym domem i dobrze, że odzywają się głosy, aby czynić go coraz bardziej pięknym i w pełni Chrystusowym. Nie piętnuję ludzi za propozycje. Jednak w dobie dość rewolucyjnych pomysłów pojawiających się z każdej strony, wolę zachować ostrożność.
Może wpierw potrzeba nam nawrócenia serc, szukania Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie nam przydane. Duch Boży, gdy będzie słuchany, udzieli nam pouczeń, ale trzeba nauczyć się słuchać bardziej Boga niż samego siebie i ludzi. Wtedy każdy z nas będzie w stanie powiedzieć zaskakująco dużo o tym, co warto udoskonalić w Kościele i w jakim kierunku powinniśmy podążać.
To Bóg może zmieniać Kościół, nie my. Do nas należy słuchanie Jego głosu, posłuszeństwo i radość z wypełniania woli Pana.
Prośmy o wstawiennictwo św. Tomasza z Akwinu, dominikanina i doktora Kościoła. Maryi zawierzajmy Kościół.
—————
Marcin Stradowski – ur. w 1972 r.; jest mężem Kasi i ojcem dwóch synów: Piotrka i Michała. Mieszka w Warszawie. Jest świeckim dominikaninem (tercjarzem – OPs). Za patrona obrał św. Jacka – pierwszego polskiego dominikanina – oraz bł. Jana z Vercelli.
Tekst pochodzi z książki Marcina Stradowskiego „Rozważania na każdy dzień. Cz. II: Okres zwykły po niedzieli Chrztu Pańskiego”. Do zamówienia w pakiecie ebooków Libenter.pl.