Msza „po dawnemu się odprawia”

28 grudnia 2011 10:53Komentowanie nie jest możliweViews: 1745

Arkadiusz Robaczewski ▼

Od jakiegoś czasu coraz więcej się mówi i pisze o – tu padają różne określenia – starej Mszy, Mszy trydenckiej, Mszy w nadzwyczajnej formie. Przeciętny wierny, a czasem nawet kapłan, wie że chodzi o „Mszę po łacinie i tyłem do ludzi”. Takie jednak skwitowanie zjawiska, które dziś, po paru dziesiątkach lat praktycznej nieobecności i przemilczania, przeżywa swój renesans – myślę o tradycyjnej liturgii – jest zbyt daleko idącym uproszczeniem.

Współczesny renesans starszych form liturgicznych, które według wielu bezpowrotnie zniknęły za parawanem dziejów, ma swoją prehistorię od końca lat 80-tych ubiegłego wieku (pomijam heroiczną walkę o utrzymanie tradycyjnej liturgii, jaką toczyli katolicy w krajach Zachodu, m.in. w Anglii i Francji), ale na dobre rozpoczął się od motu proprio Benedykta XVI „Summorum Pontificum”, które zostało ogłoszone 7 lipca 2007 roku. W dokumencie tym Ojciec święty znosi ograniczenia dla sprawowania Mszy św. i innych Sakramentów według starszych ksiąg liturgicznych, czyli dla tzw. liturgii przedsoborowej. Postanowienia Papieża nie są odgórnym nakazem, tylko odpowiedzią na realne potrzeby Kościoła a także reakcją na sytuację, w której znalazł się świat. Nie jest to też wielkoduszny gest wobec katolików przywiązanych do przeszłości, ale decyzja, której cele jest wprowadzenie w krwiobieg Kościoła odżywczej krwi.

O ile kilkanaście lat temu grupa wiernych gotowych do uczestnictwa w Mszy trydenckiej stanowiła nic nie znaczący margines, o tyle dziś są już w kilkunastu miastach w Polsce całe wspólnoty, które świadomie uczestniczą w liturgii rzymskiej. Według tabeli podawanej w piśmie środowisk tradycyjnych w Polsce – mam tu na myśli czasopismo „Nova et Vetera” wydawane przez Instytut Summorum Pontificum – miejsc, gdzie stale i regularnie sprawuje się Mszę św. w rycie trydenckim jest 45 (nie uwzględniając Mszy, również ważnych, sprawowanych w kościołach i kaplicach Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X), a liczba ta jest rozwojowa. Z pewnością, gdyby nie liczne ograniczenia administracyjne, rozwój byłby jeszcze bardziej dynamiczny.

Coraz więcej młodych

Wprowadzaniu na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku reformy liturgii towarzyszył niebywały entuzjazm, w Polsce może nieco stonowany. Nikt z ówczesnych reformatorów nie spodziewał się zapewne, że trzydzieści lat po owych reformach zacznie w Kościele, w tym również w Polsce, wzrastać pokolenie, które nie zna nowej Mszy. Do tych miejsc, gdzie w Polsce jest odprawiana Msza Wszechczasów (trydencka) przychodzi coraz więcej młodych, rodzin, małżeństw. Są to małżeństwa, które mają dwoje, troje, nierzadko czworo i więcej dzieci; niektóre z tych dzieci są już w wieku, gdy zwykle przyjmuje się Pierwszą Komunię świętą. Rodzice często mówią, że ich pociechy nie wiedzą, co to nowa Msza. Jednocześnie dziś już prawie w każdą sobotę odbywają się śluby i chrzciny, a także coraz częściej Pierwsze Komunie święte właśnie w „starszym” rycie. To dynamizm, którego nie da się już powstrzymać. Na Zachodzie: we Francji, czy w Niemczech, Kościół żywy wśród wiernych to najczęściej ten, który czerpie z Mszy Wszechczasów. Kościół natarczywego dialogu, naiwnego ekumenizmu i nieroztropnego otwarcia na świat – zamiera. Odradza się Kościół żywy, związany ze zdrową doktryną, której wyrazem i nośnikiem jest tradycyjna liturgia.

Ową tendencję rozwojową wskazuje też rosnąca wciąż liczba kapłanów, zwłaszcza młodych i bardzo młodych, którzy coraz częściej i chętniej sprawują Sakramenty w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Jest tych kapłanów w skali Polski ok stu, nie licząc kilkunastu kapłanów zgromadzeń tradycyjnych. Każda z trzech tradycyjnych wspólnot zakonnych działających na terenie Polski ma od dwóch do dziesięciu duszpasterzy. Świeccy organizują się w stowarzyszenia i fundacje, działają w powoływanych lokalnie duszpasterstwach.

Najbardziej znanym pismem, integrującym środowiska tradycyjne jest „Nova et Vetera” – wydawane przez Instytut Summorum Pontificum. Tenże Instytut rozpoczął wydawanie monumentalnego dzieła bł. Antoniego Nowowiejskiego „Wykład Liturgii Kościoła Katolickiego” oraz wydał popularną książeczkę, wyjaśniającą wiele nieporozumień nt. Tradycyjnej liturgii „Msza św. trydencka. Mity i prawda”, autorstwa młodego kapłana jednego z tradycyjnych zgromadzeń zakonnych, x. Grzegorza Śniadocha. Co roku w okresie wakacyjnym organizowane są też warsztaty tradycyjnej liturgii gromadzące kapłanów i zainteresowanych wiernych z całej Polski. Wobec tych faktów jasnym jest, że tradycyjny ryt rzymski, po latach nieobecności albo obecności marginalnej – wyraźnie się odradza i nabiera coraz większego dynamizmu.

Msza kształtująca pokolenia

Nic zresztą dziwnego – ma on bowiem w sobie ożywczą moc pochodzącą od samego Jezusa Chrystusa. To właśnie ów ryt kształtował wiarę i pobożność, a także – jak zaznaczył w „Summorum Pontificum” Benedykt XVI – kulturę wielu ludów i narodów na przestrzeni wieków.

Na temat Mszy św. istnieje wiele nieporozumień. Nieraz wierni, a nawet kapłani i biskupi utrwalają mitologię, mówiąc, na przykład, że Msza „po łacinie” się nie przyjmie, bo dziś już nikt nie zna łaciny. Wszak we Mszy „po łacinie” – Mszy trydenckiej – uczestniczyli wierni prości, niewykształceni, również młodzieńcy i dzieci, rycerze i żołnierze, którym język Imperium Romanum nie był dobrze znany. Mimo to uświęcali się oni, uczestnicząc w niej właśnie, otrzymywali łaski potrzebne do mężnego przeciwstawiania się złu, poświęceń, jakich choćby w Polsce wymagało przetrwanie w niełatwych warunkach zaborów, okupacji, w mrokach stalinowskiej nocy. Nie była to Msza tylko dla ludzi wykształconych, uświęcała ona i dawała łaski „prostaczkom”. Czy nasze babcie i prababcie, które przekazywały żywą wiarę, które wychowywały kapłanów i żołnierzy, świętych ojców rodzin, nie czerpały jej z Mszy trydenckiej?

Czynne uczestnictwo

Do uczestnictwa w Mszy jest potrzebna otwartość na Boga i Jego działanie. Nie tyle konieczne jest rozumienie znaczenia słów, ile znaczenia sensu – o tym rozróżnieniu zbyt często zapominamy. Cóż z tego, że rozumiemy wypowiadane słowa, gdy nie rozumiemy sensu? Z pewnością wprowadzenie języków narodowych niewiele tu zmieniło: któż z wiernych rozumie sens słów wypowiadanych przez kapłana, choćby takich, jak: „Oto Baranek Boży”, albo któż, mimo iż wypowiada te słowa po polsku, potrafi powiedzieć, o co chodzi, gdy w Credo mówi: „Współistotny Ojcu”. Takie przykłady można by mnożyć, nie o to jednak chodzi. Uczestnicząc w Mszy św., uczestniczymy w Tajemnicy Ofiary. Czyż naprawdę można być tak naiwnym, by myśleć, że da się przetłumaczyć na jakikolwiek język świata tajemnicę, którą wyrażamy słowami: „On to dla nas, ludzi i dla naszego Zbawienia zstąpił z Nieba, przyjął Ciało z Maryi Dziewicy, i stał się Człowiekiem”, albo: „To jest Ciało Moje”. Mimo że Msza sprawowana jest w narodowym języku, przecież z tego powodu nie rozumiemy lepiej Tajemnicy Eucharystii, Tajemnicy Męki.

Nie z powodu języka polskiego używanego w czasie liturgii widzimy wyraźniej, że odbywa się po raz kolejny – tym razem bezkrwawy w sposób bezkrwawy – Ofiara Odkupienia. Tych Tajemnic nie da się przetłumaczyć na żaden język świata! Można je tylko kontemplować, wnikając w nie, w wielkiej aktywności ducha i czerpać, poprzez wewnętrzne zaangażowanie w uczestnictwo w tych Tajemnicach.

Na tym też polega czynne uczestnictwo, o czym pięknie pisał Sługa Boży Pius XII w encyklice „Mediator Dei” (czemuż tak rzadko do niej sięgamy?). Z pewnością liturgia trydencka ze swoją majestatycznością, swym pochodzeniem wyraźnie „nie z tego świata” – do takiej postawy zdecydowanie bardziej przysposabia. Powinni to duszpasterze doceniać zwłaszcza dziś, gdy cały świat jest „antykontemplacyjny”, rozedrgany, pełen dźwięków, wydarzeń, hałasu, migających barw. Z tego powodu Msza powinna być w sposób wyraźniejszy inna niż rzeczywistość pozaliturgiczna. Powinna ułatwiać postawę wewnętrznego skupienia i kontemplacji – być ewangelicznym znakiem sprzeciwu wobec ducha tego świata, który z pewnością nie wspomaga w dążeniu do zbawienia.

Mój Zbawiciel składa Ofiarę

Sam od wielu lat nie chodzę na Mszę św. w odnowionej formie. Jeden z mych przyjaciół trafnie ją określił, posługując się niekościelną, zaczerpniętą ze współczesnej popkultury metaforą – jako fast food dla duszy. W dzisiejszym czasie, kiedy tak bardzo zatruta jest duchowa atmosfera, potrzebujemy zdrowego pokarmu.

Idąc na Mszę św. w dawnym rycie, mam pewność, że nie będę świadkiem konferansjerskich popisów księdza w czasie jej trwania, a także, że nie będę uczestniczył w miłym spotkaniu wspólnoty. Idę na Mszę św., w czasie której mój Zbawiciel, Jezus Chrystus, składa ponownie Ofiarę za moje grzechy, tak jak przed wiekami na Golgocie. Cała zewnętrzna rzeczywistość – szaty, gesty, słowa – są podporządkowane tej rzeczywistości i ją wyrażają. Nie ma miejsca na zagadywanie, niestosowną muzykę, etc.

Wiem też, że uczestniczę w tej samej liturgii, która kształtowała świętych wszystkich wieków, która budowała pobożność i zdolność do ofiary obrońców naszej Ojczyzny. W tym świecie pełnym chaotycznych dzięków i kolorów, Msza św. pozwala dostrzec, że istnieje inny świat – jest jakby oknem, przez który oglądam kawałek Nieba, z Matką Bożą, aniołami, rzeszą świętych; tego Nieba, do którego sam z moją rodziną i przyjaciółmi chcę dojść, by na wieki dołączyć do tych, którzy już dziś tam zamieszkują.

—————

Arkadiusz Robaczewski jest prezesem Instytutu Summorum Pontificum.

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web