Dlaczego należy powrócić do kształtowania cnót?

11 września 2011 20:11Komentowanie nie jest możliweViews: 271

W dniach 12-18 września 2011 obchodzimy w Kościele polskim I Tydzień Wychowania. Przy tej okazji publikujemy pierwszy artykuł w Dzienniku Parafialnym znanego popularyzatora pedagogiki i edukacji klasycznej w naszym kraju, Dariusza Zalewskiego (na zdjęciu obok). Jest on pedagogiem, autorem książek: „Sztuka samowychowania” oraz „Wychować człowieka szlachetnego”, prowadzi blog www.edukacja-klasyczna.pl.

W środowiskach młodzieżowych (ale nie tylko) bycie cnotliwym jest „obciachowe”. Zazwyczaj kojarzy się zachowaniem dziewictwa. Jednak samo pojęcie cnoty jest o wiele szersze. Kryje się za nią szereg sprawności moralnych, które decydują o formacie człowieka i jego charakterze.

Dziecko przychodzi na świat z określonym naturalnym bagażem, z predyspozycjami czy uzdolnieniami. Niemniej i tak musi być usprawnione do życia. Pozostawione samo sobie umiera.

Dopiero po nabyciu określonych sprawności fizycznych, intelektualnych, teologalnych i moralnych staje się gotowe do radzenia sobie z trudami życia.

Dzięki tym sprawnościom natura jest uprawiana i wydaje owoce. Z tego względu takie cnoty jak (męstwo, umiarkowanie, roztropność, sprawiedliwość) były fundamentem klasycznej i katolickiej paidei.

Czym jest cnota?

Cnota (gr. arete, łac. virtus) to powtarzalne zachowanie, które wykonywane jest z pewną łatwością, jakby od niechcenia. Starożytni filozofowie mówili o doskonałości człowieka w danym zakresie czynności.

Posłużę się współczesnym przykładem. Oto kierowca posiada umiejętność prowadzenia samochodu. Robi to niemal automatycznie, w przeciwieństwie do nowicjusza.

Czy to jednak oznacza, że posiadając daną sprawność moralną, nie musi wkładać wysiłku w to, co robi? A co z wolnością? Czy przy okazji nawyk „dobrego działania”, nie pozbawia nas wolnego wyboru?

Rzeczywiście – cnota posiada cechę przypominającą nawyk. Jednak różni się fundamentalnie od niego. Nawyk – jak pisał o. Jacek Woroniecki – jest działaniem mimowolnym i powtarzalnym (np. machanie nogą). I choć w przypadku cnoty zachowana jest powtarzalność działań, to świadomość nie zostaje „wyłączona”. Dzięki temu mamy wciąż wolność wyboru i nie ma tu mowy o determinizmie.

Trzymając się ułomnej analogii z kierowcą, nie da się wykluczyć, że może on popełnić błąd i uderzyć w drzewo. Kierowca, pomimo posiadania sprawności, wciąż przecież wykonuje pewne czynności i dokonuje wyborów, ale z o wiele większym prawdopodobieństwem w drzewo uderzy laik, który pierwszy raz usiadł za kierownicę i wyjechał na drogę publiczną.

Inną ważną cechą arete jest dążenie do zachowania umiaru. Wada zazwyczaj jest skrajnością danych zachowań. Na przykład: wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu jest cnotą, ale obżarstwo (nadmiar) i przesadny post (niedomiar), prowadzący do zagłodzenia, utraty zdrowia (np. anoreksja), to typowe wady.

Tolerancja czy cnoty?

Można powiedzieć, że gdy nie ma cnót – nie ma wychowania. W momencie odrzucenia klasycznej myśli filozoficznej zrezygnowano z cnót w edukacji. W efekcie z czasem doszło do rozkładu systemów oświatowych.

Bo co oznacza modne w swoim czasie stwierdzenie, że dzieci trzeba „wychowywać bezstresowo”? Tak naprawdę – nic. Do jakiej sprawności wychowujemy dziecko bezstresowo? Oto pytanie zasadnicze.

Używając w edukacji ideologicznych haseł – dorzućmy tutaj jeszcze slogany w rodzaju „wychowania do tolerancji”, „do wielokulturowości” itp. – tak naprawdę nie wychowuje się dzieci lub w najlepszym wypadku, wdraża się do wyselekcjonowanych umiejętności, które nie wiadomo dlaczego stawiane są na górze w hierarchii celów, a na dodatek są wyraźnie naznaczone ideologicznym piętnem.

Najpierw należy dążyć do ukształtowania charakteru dziecka, które ma zapanować nad popędami, słabościami, odruchami oraz wadami: pychą, gniewem, chciwością itd.

Choćby na wszystkich etapach kształcenia postawiono sobie za cel: „tolerancję” (pozostawiam na boku przekłamania związane z tym pojęciem), to do tolerancji się nie wychowa! Bo młody człowiek, gdy „ego” postawi na pierwszym miejscu, nie będzie w stanie zaakceptować przyzwyczajeń i zachowań innych.

Zawsze znajdzie się powód, żeby mieć do kogoś pretensje, z kimś się kłócić itp. W sytuacji konfliktu interesów niechybnie dojdzie do sprzeczki. Tak funkcjonuje ludzka natura – powtórzmy zatem – żeby być tolerancyjnym, trzeba panować nad gniewem (i innymi wadami), a nie bawić się w „wychowanie do tolerancji”!

Mały błąd na początku…

Edukatorzy i politycy oświatowi, zastępując klasyczne wychowanie ideologią, konsekwentnie pogrążają systemy edukacyjne poszczególnych państw. Celem zawsze powinny być sprawności, które autentycznie wyzwalają człowieka, dają mu wolność, przez realną możliwość czynienia dobra. Brak takiego wychowania sprawia, że młodym ludziom trudniej jest przełamywać swoje słabości i wybierać dobro.

W rezultacie nie są usprawnieni odpowiednio do życia, nie potrafią radzić sobie z problemami, bo brak im „narzędzia” w postaci cnót.

W efekcie obserwujemy kapitulanctwo ze strony części rodziców i pedagogów, którzy mówią, że jeśli pewne zachowania są powszechne, to mamy je zaakceptować (patrz: problematyka przedwczesnej inicjacji seksualnej młodzieży; nie wychowuje się do czystości, lecz „edukuje seksualnie”).

Dlatego, żeby osiągnąć jakikolwiek pozytywny rezultat działań wychowawczych, trzeba powrócić do teorii i praktyki kształtowania cnót. W przeciwnym razie będziemy przerabiali permanentne reformy, rzekomo usprawniające system oświaty, z których nic nie wynika, i które nie dają pozytywnych efektów.

A przyczyna tego jest jedna, znana już przez filozofów starożytnych: „Mały błąd na początku, prowadzi do dużego na końcu”.

Dariusz Zalewski

Przeczytaj List Episkopatu przed Tygodniem Wychowania

Zdjęcie rodziny: Photoxpress.com.

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web