Gabriela Waśko: ŚDM to najpiękniejsza i najprawdziwsza ewangelizacja świata

3 sierpnia 2016 20:16Komentowanie nie jest możliweViews: 137

To nasze zadanie po ŚDM: zachować tę cząstkę, która nie pozwoli nam znów popaść w marazm, domowe konflikty i chrześcijaństwo, które zapomina o nadziei i ufności, jaka płynie ze zmartwychwstania. Przecież, by starać się czynić dobro, nie potrzebujemy wizyty Papieża.

Gabrysia podczas wieczornego czuwania w Brzegach / Zdjęcie: Maciej Kołodziejczyk

Pomimo tego, że od dwóch lat mieszkam w Krakowie i powinnam się tym interesować choćby jako mieszkaniec miasta, przygotowania do ŚDM obserwowałam sporadycznie. Na co dzień uczestniczę w wielu katolickich spotkaniach, koncertach i uwielbieniach, ale ta wielka, masowa impreza nie przekonywała mnie. Miałam obawy, że organizacyjnie nie udźwigniemy tego tematu, albo że wszystko odbędzie się w takim „festyniarskim” stylu, który niekoniecznie mieści się w mojej wrażliwości. Zresztą te obawy podzielało wiele osób z mojego otoczenia. Wiedziałam również, że najprawdopodobniej i tak nie będę mogła wziąć w ŚDM udziału ze względu na pracę. I jak to często bywa, rzeczywistość mnie mocno zaskoczyła…

Mercy Festival

Najpierw pojawiły się niebieskie plecaki – do Krakowa zaczęli zjeżdżać wolontariusze. Charakterystycznie oznakowani ochotnicy z całego świata przemieszczali się po centrum i pomału zmieniali krajobraz ulic.

Przekonałam się, co to znaczy Kościół Powszechny i jak wielkim jest darem. Byliśmy tam tacy różni, a jednocześnie wpatrzeni w to samo Źródło Miłosierdzia. / Zdjęcie: Gabriela Waśko

Jednego wieczoru wybrałam się na spotkanie modlitewne w ramach rekolekcji przygotowujących do ŚDM w kościele Mariackim. I właśnie ten wieczór sprawił, że całkowicie zmieniłam swoje nastawienie. Kościół był wypełniony po brzegi młodzieżą. Otaczali mnie młodzi z różnych zakątków świata, o różnych kolorach skóry. Kapłan głosił rekolekcje, a jego słowa tłumaczono na język angielski. Również w dwóch językach przebiegało późniejsze uwielbienie, a kolejne języki dało się słyszeć wokół, w cichej modlitwie. Wszystko było jakby inne od tego, do czego przywykłam na takich spotkaniach. To, co pozostało niezmienne, to Jezus w Najświętszym Sakramencie pośród nas na ołtarzu. I chyba wtedy po raz pierwszy namacalnie przekonałam się, co to znaczy Kościół Powszechny i jak wielkim jest darem. Byliśmy tam tacy różni, a jednocześnie wpatrzeni w to samo Źródło Miłosierdzia.  Zobaczyłam, że tak naprawdę mamy teraz niepowtarzalną okazję, by poznać braci i siostry w wierze z innych kultur i podzielić się nawzajem tym, co mamy najlepszego! Wyszłam stamtąd szczęśliwa i podekscytowana tym, co czeka mnie w kolejnych dniach.

Radość

W wieczór poprzedzający oficjalne rozpoczęcie ŚDM w centrum było już tylu pielgrzymów, że nie sposób było ich ominąć i nie poddać się tej radosnej atmosferze i śpiewom. Mówiono, że będzie ciasno, że miasto zostanie sparaliżowane, obawiano się, jakich szkód może narobić tak wielka grupa nieokiełznanej młodzieży. A już od samego początku obserwowałam mniejsze i większe cuda, które sprawiały, że na ten tydzień Kraków stał się skrawkiem nieba na ziemi.

Zaraz po pracy biegłam na Błonia, na wydarzenia centralne, i tam z przejęciem słuchałam słów Papieża Franciszka. I choć to, co mówił, bez wątpienia było ważne i zapadło w mojej pamięci, to największą lekcją wiary i wartością ŚDM było dla mnie właśnie świadectwo życia tych młodych chrześcijan z całego świata. W deszczu, w upale, w półtoragodzinnym oczekiwaniu na obiad w restauracji, w wielkim ścisku w tramwaju, oni cały czas tryskali radością, pomagali sobie nawzajem i dzielili się dobrym słowem. Nie wierzę, by dało się być tak autentycznym i pełnym pogody bez Bożego Ducha w sercu. I co piękniejsze, ten Boży Duch udzielał się także przypadkowym uczestnikom ŚDM, a nawet ich przeciwnikom, którzy pozostali w Krakowie.

Ba! Wcale nie trzeba było być na miejscu, by chłonąć atmosferę tego czasu! Nie pamiętam kiedy media i profile na portalach społecznościowych były pełne tylu bożych treści – niezależnie od upodobań politycznych czy wyznaniowych. Spontaniczne relacje, zdjęcia i anegdoty pozwoliły przeżywać to spotkanie tak naprawdę każdemu, a i teraz podtrzymują jeszcze emocje z nim związane.

Spotkania

Kraków stał się skrawkiem nieba na ziemi. / Zdjęcie: Maciej Kołodziejczyk

To, co uważam za największe bogactwo ŚDM. Na różnym szczeblu i o różnym charakterze. Dla mnie takim szczególnym spotkaniem była zorganizowana modlitwa o pokój wraz z uchodźcami z krajów dotkniętych konfliktami. Łatwo jest deklarować swoją wiarę i dziękować Bogu, gdy mam stabilną sytuację, dach nad głową i moja rodzina jest bezpieczna. Ci ludzie stracili prawie wszystko, a mimo to jeszcze bardziej pokładali swą ufność w Panu. Stali się dla mnie także wyraźnym wezwaniem, by przestać mówić o Miłosierdziu, a zacząć je wcielać. Do tego przecież jesteśmy powołani jako Kościół: by dbać o tych, którzy się źle mają. Tym bardziej więc cieszyłam się, że w Krakowie pojawili się nie tylko mieszkańcy krajów dobrobytu, ale także ci słabsi, potrzebujący. To wezwanie wybrzmiało szczególnie w trakcie rozważań Drogi Krzyżowej przygotowanych przez bpa Rysia, a opartych o uczynki miłosierdzia względem ciała i ducha – lektura obowiązkowa!

I co z tego?

Jeśli miałabym w jednym, zdaniu podsumować, jaki sens miały ŚDM i jaką spełniły rolę, to powiedziałabym, że była to najpiękniejsza i najprawdziwsza ewangelizacja świata, jaką kiedykolwiek widziałam. Bez patosu, bez przegadania (choć padło wiele ważnych słów), bez uatrakcyjniania religii na siłę. Po prostu chrześcijaństwo w praktyce, które każdy mógł zobaczyć i sam ocenić jego wartość i przesłanie. Przekonaliśmy się też, że jesteśmy w stanie stworzyć coś, co będzie dobre, pożyteczne i nie będą się za tym kryć interesy pojedynczych grup ani potrzeba manifestacji.

W trakcie ŚDM Kraków był czysty, wolny od korków i codziennego pośpiechu, a ludzie pozdrawiali się na ulicy. Nie odnotowano wielu rozbojów, aktów pijaństwa i nawet ludzie mający niewiele wspólnego z Kościołem zaczęli na niego patrzeć bardziej przychylnym okiem. Myślę, że wiele utartych stereotypów zostało w tym czasie podważonych i otworzyło nas to na dialog na płaszczyznach wiary, kulturowych i społecznych.

W trakcie ŚDM Kraków był czysty, wolny od korków i codziennego pośpiechu, a ludzie pozdrawiali się na ulicy. / Zdjęcie: Gabriela Waśko

Cisza po burzy

Dziś miasto powoli wraca do normy. Jednak co ciekawe, wielu do takiej „normy” nie chce wracać. Swoisty błogostan i pokój, który towarzyszył nam przez ostatnie dni, chciałoby się utrzymać jak najdłużej. Można powiedzieć, że to taki powiew rześkiego powietrza, który przynosi wyczekiwana burza w czasie upalnych dni. I myślę, że to jest właśnie nasze zadanie po ŚDM. By zachować tę cząstkę, która nie pozwoli nam znów popaść w marazm, domowe konflikty i chrześcijaństwo, które zapomina o nadziei i ufności, jaka płynie ze zmartwychwstania. Przecież, by starać się czynić dobro, nie potrzebujemy wizyty Papieża! Ufam, że będziemy korzystać z okazji do tego każdego dnia. A po ŚDM nie możemy powiedzieć, że się nie da :-) .

Gabriela Waśko

PS Chciałabym też wykorzystać fakt, że mój tekst trafi do większego grona odbiorców i przekazać szczególne podziękowania służbom porządkowym, które działały w trakcie ŚDM. Policjanci, straż miejska i pożarna, wojsko… wszyscy stanęli na wysokości zadania i dali nam pełne poczucie bezpieczeństwa. Dziękuję za Wasz profesjonalizm, cierpliwość i radość, którą dzieliliście razem z nami, jednocześnie nie tracąc czujności na posterunku. Mieliście trudne zadanie przed sobą i wywiązaliście się z niego perfekcyjnie.

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web