Boże Narodzenie – między sacrum a profanum
Rozmowa z dr. Krzysztofem Prendeckim, socjologiem z Rzeszowa
Jeszcze dobrze nie ostygną znicze, które palimy na grobach w dniu Wszystkich Świętych, a już w galeriach handlowych pojawiają się ozdoby bożonarodzeniowe i puszczane są kolędy.
W idealnym świecie, gdyby połączyć kalendarz liturgiczny z naszym życiem codziennym, galerie handlowe powinny rozbrzmiewać kolędami w Wigilię i później. Tylko pytanie, czy ktoś by coś wtedy sprzedał. Pierwszy „atak na sklepy” ma bowiem miejsce jeszcze przed 6 grudnia, czyli przed Mikołajem, a pod choinkę też wypada coś położyć,. Tak więc zakupy w grudniu są rzeczą naturalną – szukamy prezentów, by sprawić przyjemność najbliższym. Trudno, aby było inaczej. Handel robi największe obroty właśnie w tym okresie. Kiedy mielibyśmy kupować te prezenty? Po świętach?
No tak, handel kalendarzem liturgicznym się nie przejmuje, bo ma swoje cele. Ja nawet jestem w stanie to zrozumieć. Ale czy my jako ludzie wolni, chrześcijanie, powinniśmy poddawać się wszechogarniającej komercji?
To dotyczy nie tylko okresu świątecznego. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje, gdy jakiś sklep ogłosi promocję na klapki, torebki czy inne gadżety. Ludzie potrafią sobie nawzajem „tętnicę przegryźć”, by komuś wyrwać ten towar z rąk. Ale tak się dzieje nie tylko w Polsce. Widziałem wyprzedaże w Ameryce i tłumy ludzi, którzy atakowali nawet wyprzedaże garażowe, gdzie nie dało się wjechać autem na daną ulicę. Są ludzie, którzy potrafią pojechać na drugi koniec miasta, bo coś kupią tam taniej, nie zastanawiając się, ile stracą na paliwie i czasie dojazdu, który też trzeba wliczyć w koszty. Jesteśmy na to podatni i nie wszyscy są w stanie mieć dystans do reklamy. W naturze ludzkiej tkwi chęć posiadania. Niestety, gromadzenie dóbr materialnych często przesłania ważniejszy wymiar życia.
Jak zaspokoić potrzebę obdarowania bliskich prezentami, a jednocześnie nie dać się zwariować specom od reklamy?
No właśnie. To jest pytanie o to, czy potrafimy zarządzać swoim czasem; rozdzielić to, co jest naprawdę ważne, od świecidełek i błahostek. Bo jeżeli są tacy, którzy żyją tylko wokół gadżetów i konsumpcji, a sferze duchowej w ogóle nie poświęcają czasu, to coś jest nie tak. Te proporcje powinny być lepiej rozłożone, żebyśmy – zamiast biegać po galeriach – znaleźli czas, by poczytać wartościową książkę, włączyć dobrą muzykę i się wyciszyć. Wielki wpływ na to ma środowisko, z którego wyszliśmy, ale także ludzie, z którymi przebywamy w miejscu pracy czy zamieszkania. Jeśli nie mamy dobrych wzorców, autorytetów, nie czytamy dobrych książek, to te proporcje ulegają zachwianiu: żyjemy z dnia na dzień, od zakupów do zakupów, albo – tak jak wielu młodych – siedzimy godzinami w internecie.
Ale można inaczej.
Można. Polecam studentom książki ciekawych autorów, mówię, że jest coś takiego jak księgarnia czy biblioteka, do których nie trzeba wchodzić wyłącznie wtedy, gdy deszcz pada. Zachęcam ich, żeby w okresie świąteczno-noworocznym, w miejsce telewizji czy internetu, schowali się w jakimś kącie i próbowali poświęcić kilka godzin lekturze książki. Najlepiej papierowej, by poczuć dawny klimat.
To jest jakiś sposób. Ale idźmy dalej: 6 grudnia obchodzimy wspomnienie św. Mikołaja, biskupa Miry, lecz zamiast biskupa znów ujrzymy paradę starszych panów z brodą w czerwonej czapie i kubraczku. W tym momencie przypominam sobie kapitalną scenę z serialu „Plebania”, kiedy jeden z księży chciał pokazać uczniom chrześcijańskiego św. Mikołaja i poszedł do szkoły w stroju biskupa. Wrócił na plebanię zdruzgotany, bo dzieci zażądały „prawdziwego” św. Mikołaja. Na pytanie, jakiego, odpowiedziały, że tego w czerwonej czapce. Niestety, ten właśnie, komercyjny Mikołaj w czerwonej czapce, dzięki sprytnej akcji marketingowej usunął św. Mikołaja biskupa w cień. Czy z tym coś można zrobić?
Oglądałem kiedyś amerykański dokument, w którym pokazywano zdjęcia różnych osób. Młodzi Amerykanie nie rozpoznali na zdjęciu Jezusa, a rozpoznali klauna z McDonalda. To tendencja światowa – oglądając telewizję czy surfując w internecie żyjemy jakby w innym świecie. Myślę, że jeżeli Kościół w Polsce czy na świecie chce coś z tym zrobić, to sam musi rozpocząć akcję “marketingową”. Wielu księży rozumie internet i dociera do młodych ludzi w sposób niekonwencjonalny, więc może trzeba walczyć bronią, jaką posługuje się przeciwnik?
Nasunęła mi się taka myśl: narzekamy na komercjalizację świąt, ale weźmy pod uwagę, że osoby starsze wspominały, iż w czasach PRL, w pewnych okresach w ogóle starano się pomijać święta Bożego Narodzenia. Mówiono tylko o świętach zimowych, a niektórzy nawet choinki nie ubierali, bo się bali, zwłaszcza gdy pracowali w resortach mundurowych. Cieszmy się więc, że mamy te święta, bo w okresie PRL nie zawsze były one takie oczywiste.
Tyle że możemy niedługo – co nie daj Boże – mieć poczucie deja vu, choć z zupełnie innych powodów. Próbuje się bowiem wyrugować tradycję chrześcijańską, zastępować życzenia świąteczne pozdrowieniami zimowymi, a tzw. korporacyjne wigilie często nie są już nazywane wigiliami i coraz częściej brakuje na nich opłatka. Zmniejszanie nasycenia świąt treściami chrześcijańskimi jednak trwa.
Myślę, że idziemy w tę stronę, iż są osoby urażone symbolami religijnymi i chcą, żeby ich nie było. Cieszmy się więc z tego co mamy, bo może niedługo będziemy „coś” świętować, tylko wielu będzie pytać, co to właściwie za święta obchodzimy.
Tak być może. Wielu nie łapie tego, że gdyby Chrystus nie narodził się w Betlejem, to te święta nie miałyby sensu.
Kiedy byłem w Londynie przed świętami Bożego Narodzenia, to na ulicach widziałem kolorowe, świecące kwadraciki i trójkąciki. Było kolorowo i kiczowato, ale nigdzie na wystawach nie mogłem znaleźć żadnych odniesień do świąt.
Jeszcze chciałem na koniec zapytać jedną rzecz. W komercyjnej otoczce świątecznej czasami zdarzają się akcje, które napawają optymizmem. Mam na myśli akcję świątecznego bojkotu sieci Empik, która uczyniła twarzami swej bożonarodzeniowej kampanii zdeklarowanego satanistę Nergala i Marię Czubaszek, która chełpi się tym, że nie cierpi dzieci i dokonała aborcji. Trzeba było nie mieć wyobraźni, by takie osoby zaangażować w kampanię właśnie na święta Bożego Narodzenia. Albo chodziło o to, żeby sprawdzić, jak daleko można się posunąć. Sądzę, że reakcja zaskoczyła sam Empik – na Facebooku w akcję bojkotu włączyło się już kilkadziesiąt tysięcy osób. I tak to trzeba robić. Skoro sieć nie rozumie języka wartości, to trzeba przemówić do niej językiem, który być może rozumie lepiej – uderzyć ją po kieszeni. Sam zresztą jestem ciekaw, jakie efekty przyniesie ta akcja, będąca pięknym wykorzystaniem przez ludzi prawa do obywatelskiego sprzeciwu.
Nie sądzę, by ze strony Empiku była to pomyłka czy przypadek. Raczej była to celowa prowokacja. Pytanie, czy Empik przewidywał, że będzie jakiś protest. Sądzę, że liczył raczej na to, że ta prowokacja przyciągnie ludzi młodych.
Wydaje mi się, że Empik spodziewał się, iż Polacy „łykną” tę akcję bezboleśnie, tak jak wiele innych przedtem.
Jest jeszcze jedna opcja, która mogła być brana pod uwagę: o Empiku teraz jest głośno. Prowokacja czasem powoduje to, że ktoś się zainteresuje jakąś firmą czy produktem. Nie wiem, czy Empik nie idzie w tę stronę, że założył, iż będzie jakaś grupa, która będzie protestować, ale będzie też druga grupa, którą to zachęci do kupowania – choćby na złość protestującym. Nazwa Empik będzie się przewijać w mediach przez cały grudzień i ktoś nawet może nie wiedzieć, o co jest ten protest, ale słysząc nazwę Empik lub innej sieci, wejdzie do Empiku, bo będzie kojarzył markę.
To odwieczny dylemat: reagować, biorąc pod uwagę to, że można zrobić komuś mimowolną reklamę, czy nie reagować, narażając się na zarzut, że się toleruje zło.
To prawda. Jednak cieszę się, że istnieją portale społecznościowe, na których można przeprowadzać takie akcje. I że coraz więcej osób takie protesty wciągają.
Rozmawiał Jaromir Kwiatkowski
Dr Krzysztof Prendecki – socjolog z Politechniki Rzeszowskiej i publicysta, laureat tegorocznej edycji „Nagrody Złotej Ryby” – konkursu organizowanego przez Fundację im. Macieja Rybińskiego dla felietonistów poniżej 40. roku życia. W listopadowych wyborach bez powodzenia ubiegał się o prezydenturę Rzeszowa.
Wywiad ukazuje się równolegle w Biuletynie Informacyjnym Rady Stanowej Zakonu Rycerzy Kolumba w Polsce “Zbroja”.
Fot. strona domowa dr. Krzysztofa Prendeckiego na portalu Politechniki Rzeszowskiej.