Cel wychowania? Szczęście i dobro człowieka
Z Justyną Mach, pedagogiem, autorką książek Kształtowanie osobowości dziecka w rodzinie oraz Dziecko partnerem w komunikacji i szczęśliwą mamą Filipa, Emilki i Miłosza – o sposobie wpływania rodziców na swoje dzieci, miejscu kary w wychowaniu oraz analizie transakcyjnej rozmawia Paweł Pomianek.
Paweł Pomianek: Jedna z Twoich książek nosi tytuł Kształtowanie osobowości dziecka w rodzinie. Jakie są najważniejsze aspekty oraz metody wpływania rodziców na osobowość swojego dziecka?
Justyna Mach: Rodzice mają ogromny wpływ na kształtowanie osobowości swej pociechy. Duże znaczenie ma sposób zaspokajania przez nich potrzeb dziecka. Istotne są również style wychowania oraz postawy rodzicielskie. Weźmy choćby pod lupę wyróżnioną przez Marię Ziemską postawę akceptacji. Sprawia ona, że dorastające w takim klimacie dzieci stają się otwarte, umieją okazywać swe uczucia, potrafią nawiązywać więzi z innymi ludźmi.
Przeciwną do niej jest postawa odtrącająca. Przypomina mi się tutaj pewien chłopiec przebywający w Pogotowiu Opiekuńczym. Został wraz z bratem oddany przez swą matkę do tej instytucji. Pamiętam jego rezygnację, bezradność, brak wiary w siebie i przekonanie, że w życiu już nic dobrego go nie spotka. Przestał się starać i winą za wszystkie nieszczęścia obarczał zawsze swą matkę.
– Jesteś zwolenniczką poglądu, że wychowanie w duchu liberalnym ma także swoje plusy.
– Zdecydowanie się nie zgadzam! Styl wychowania liberalnego wcale nie niesie ze sobą plusów! Zakłada on przecież dawanie nadmiernej swobody dziecku i nieinteresowanie się nim. A owocem tego jest często występujące u dziecka poczucie samotności i opuszczenia. Dziecko jest jakby „niewidzialne” dla swoich rodziców, dlatego – w wielu przypadkach – tak rozpaczliwie szuka akceptacji gdzie indziej. I niestety, zrobi niemal wszystko, by choćby tam, w innym środowisku być kimś ważnym i aprobowanym. Liberalny styl to także spełnianie wszystkich zachcianek dziecka. To z kolei wpływa niewłaściwie choćby na przyswajanie norm i zasad postępowania.
– Model liberalny wiąże się jednak także z rezygnacją z karania dzieci. Ty również podkreślasz, że kary w wychowaniu nie są niczym dobrym, i starasz się szukać alternatywnych metod kształtowania zdrowych postaw u dzieci. Przede wszystkim – o ile wiem – jesteś całkowicie przeciwna karaniu dzieci klapsem.
– Tu trzeba jeszcze wyjaśnić, że kara nie jest równoznaczna z biciem. Ja rzeczywiście jestem przeciwnikiem jakiegokolwiek bicia, nawet dawania klapsów. Uważam, że każdy klaps otwiera drogę do bicia silniej, a kiedy już przekroczy się granicę, może się zdarzyć, że straci się panowanie nad sobą i wyładuje na dziecku swoją złość i bezradność.
Dla mnie niedawanie klapsów jest ponadto inspiracją do szukania innego wyjścia z jakiejś trudnej sytuacji. I tu właśnie pora na wyjaśnienie, czym ja staram się zastąpić kary w wychowaniu. Najłatwiej wyjaśnię to na przykładzie. Kiedy moje dzieci po skończonej zabawie nie chcą posprzątać, mówię im, że będę musiała zabrać im zabawki, którymi się bawiły. Można powiedzieć, że byłaby to naturalna konsekwencja tego, że nie zrobiły porządku. W żadnym więc wypadku nie jest to bezkrytyczne pozwalanie dziecku na wszystko, jak zakłada to liberalny styl wychowania.
– Czyli możemy powiedzieć, że w tej sytuacji kara, zostaje zastąpiona przez wyciąganie naturalnych konsekwencji? Niemniej jednak, jest to też rodzaj kary. Jak rozumiem, można powiedzieć, że uważasz kary za potrzebne w wychowaniu, o ile są to kary wypływające bezpośrednio z konkretnego zachowania dziecka, proporcjonalne do przewinienia i wymierzane w duchu miłości.
– Jedni nazwą to różnicą w nazewnictwie, inni dostrzegą tę subtelną różnicę między karą a naturalną konsekwencją. Ja we własnym codziennym życiu rodzinnym staram się zastępować kary naturalnymi konsekwencjami. Jednak tym, którzy mnie pytają tak po prostu, czy należy karać dzieci, czy nie – i nie mam czasu na wdawanie się w dłuższe dyskusje – odpowiadam: tak. Powinny być to jednak właśnie takie kary, jak mówisz: „wypływające bezpośrednio z konkretnego zachowania dziecka, proporcjonalne do przewinienia i wymierzane w duchu miłości”.
– Jaki jest podstawowy cel wychowania?
– Uważam, że najistotniejszym celem wychowania jest wszechstronny rozwój człowieka. Chodzi zatem o kształtowanie jego osobowości zarówno w sferze emocjonalno-wolicjonalnej, jak i intelektualno-sprawnościowej. Celem wychowania powinna być podmiotowość człowieka, jego szczęście i dobro.
– A jakie najpoważniejsze błędy wychowawcze popełniają rodzice początków XXI wieku?
– Hmm, to bardzo trudne pytanie, bo tak naprawdę każdy popełnia błędy i uważam, że nie ma niestety rodziców, którym udaje lub udało się ich uniknąć. Myślę jednak, że dziecko najbardziej boli obojętność i próba wychowywania go na kogoś, kim nie jest. Czasem rodzice mają różne oczekiwania i plany wobec swych latorośli i starają się je zrealizować ich kosztem, nie zważając na ich potrzeby, pragnienia, marzenia.
– Jedną z Twoich specjalności jest analiza transakcyjna. Jakie są jej najważniejsze założenia?
– Twórcę analizy transakcyjnej Erica Berne’a interesowały istniejące w człowieku stany osobowości. Wyróżnił trzy podstawowe stany Ja współwystępujące w osobowości każdego człowieka (także osoby dorosłej i dziecka), a mianowicie: Ja – Rodzic, Ja – Dorosły i Ja – Dziecko. Każdy z wymienionych stanów to określony system myślenia, odczuwania, a także działania, wyrażający się we właściwych sposobach zachowania.
Rodzic, to taki stan Ego, w którym myślimy, czujemy i postępujemy właśnie tak, jak to robili nasi rodzice, dziadkowie, rodzeństwo czy inne zastępujące rodziców osoby. Z kolei przebywanie w stanie osobowości, jakim jest Dorosły, pozwala dokonać obiektywnej, niezależnej oceny sytuacji, w jakiej się znajdujemy. To nasza sfera racjonalności. Ostatnim ze stanów Ja jest Dziecko. Stanowią go nasze sposoby zachowania i odczuwania pochodzące z dzieciństwa. W tej strefie mieści się emocjonalność każdego człowieka. Dodam jeszcze, że każdy z tych stanów jest ogromnie ważny i potrzebny w strukturze osobowości człowieka. Kiedy ludzie komunikują się między sobą, dochodzi do transakcji. Analiza transakcyjna to więc nic innego jak rozważenie, który ze stanów Ja nadawcy wysłał komunikat i który ze stanów Ja odbiorcy na niego zareagował.
– Piszesz też o grach, jakie ludzie stosują oraz o transakcjach komplementarnych i skrzyżowanych. O co tutaj chodzi?
– Trzeba jeszcze dodać, że są transakcje proste i ukryte. Nie jest łatwo wyjaśnić tej sprawy bez użycia obrazu graficznego, którym posłużyłam się w książce Dziecko partnerem w komunikacji. Mówiąc najkrócej, Eric Berne uważał, że ludzie komunikując się, wchodzą w różnego rodzaju gry, podstawą których są właśnie transakcje ukryte. Istnieją wtedy, gdy w komunikację angażuje się więcej niż jeden stan Ja. Pozornie rozmowa toczy się jedynie pomiędzy jednym stanem Ja nadawcy i jednym stanem Ja odbiorcy, jednak po bliższym przyjrzeniu się, można zauważyć wysyłanie ukrytych informacji, które trafiają do innych stanów Ego. Mistrzami w tego rodzaju transakcjach są choćby sprzedawcy.
Przypomina mi się tutaj sytuacja, kiedy po ślubie wybieraliśmy z mężem kuchenkę. Wchodząc do sklepu, planowaliśmy kupić kuchenkę z gazowym piekarnikiem, wyszliśmy jednak z elektrycznym. Rozmowa ze sprzedawcą wyglądała mniej więcej tak:
My: Interesuje nas ta kuchenka. Czy poleciłby nam pan tę firmę?
S: Firma jest dobra, ale to jest kuchenka z piekarnikiem gazowym. Teraz już nikt tego nie kupuje. Z tej samej firmy mam taką z piekarnikiem elektrycznym itd.
Chociaż jawny poziom komunikacji skierowany był od Dorosłego sprzedawcy do naszych Dorosłych, to łatwo można dostrzec także przekaz ukryty wymierzony do naszych Dzieci – „nikt już tego nie kupuje” – nie chcemy mieć czegoś starego, skoro inni wybierają coś nowszego i lepszego.
Natomiast transakcje proste rzeczywiście rozgrywają się tylko pomiędzy jednym stanem Ja nadawcy i jednym stanem Ja odbiorcy. Transakcje komplementarne zapewniają trwanie komunikacji. Oznaczy to tyle, że odpowiedź na wysłany bodziec komunikacyjny była właściwa i oczekiwana. Inaczej sprawa się ma z transakcjami skrzyżowanymi. Kiedy do nich dochodzi, komunikacja zostaje przerwana.
– A w jaki sposób tę teorię możemy przełożyć na wychowanie dzieci? Czy w Twojej praktyce wychowawczej, wobec Twoich dzieci, często korzystasz z tej wiedzy?
– Wydaje mi się, że nie sposób tego nie robić. Kiedy ma się w głowie pewną wiedzę, zawsze warto ją wykorzystać. Oczywiście, muszę ze skruchą przyznać, że w konfrontacji z codziennym życiem, nie wszystko wydaje się takie piękne i oczywiste. Rodzic to przecież także tylko człowiek, który popełnia błędy. Czasem zwykły ból głowy, złe samopoczucie czy stres mogą sprawić, że najwspanialszy, kochający rodzic marzy jedynie o ciszy i po prostu świętym spokoju. Niemniej jednak dla mnie zdobyta wiedza często jest źródłem inspiracji do wymyślania moim dzieciom rozwijających ich zabaw czy rozwiązywania różnych trudności.
– Mogłabyś to zobrazować?
Kiedy na przykład chciałam pomóc im w nauce słuchania i wypełniania poleceń, prosiłam ich o wykonanie w określonej kolejności kilku zadań, na przykład: podskocz trzy razy na prawej nodze, przebiegnij dookoła stołu, zerwij z krzaczka cztery porzeczki i wróć do mnie. To takie proste, ale dzięki temu zapamiętywanie sekwencji kilku zadań stało się dla moich dzieci łatwiejsze. Jest to dobry trening przed pójściem do przedszkola czy szkoły.
Myślę, że bardzo istotnym aspektem mojego życia rodzinnego, w którym wciąż staram się wykorzystywać wiedzę teoretyczną, jest moja komunikacja z dziećmi. Staram się używać komunikatów „ja”, mówić o swoich uczuciach. Kiedy nie podoba mi się jakieś zachowania mojego dziecka, mówię mu o tym, ale oceniam negatywnie to zachowanie, a nie moją pociechę.
Brak komentarzy