Na kanwie dwóch spraw: aborcji w Pro-Familii i nagonki na prof. Chazana. Co to za prawo, na mocy którego lekarz broniący życia musi wskazać abortera?
Jaromir Kwiatkowski ●
Prof. Bogdan Chazan, ceniony ginekolog, dyrektor Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, nie wyraził zgody – ze względu na konflikt sumienia - na aborcję w kierowanym przez niego szpitalu. Chodziło o aborcję dziecka, pochodzącego z zapłodnienia in vitro, z ciężkimi schorzeniami genetycznymi, które prawdopodobnie spowodują jego śmierć zaraz po urodzeniu. Zaproponował objęcie matki i dziecka opieką podczas ciąży, porodu i po porodzie oraz możliwość uzyskania przez matkę porady dotyczącej perinatalnej opieki paliatywnej w warszawskim hospicjum dla dzieci. Wcześniej był on jednym z propagatorów i obrońców podpisywania przez lekarzy, którzy w swojej pracy chcą kierować się sumieniem, Deklaracji wiary, zwalniającej takiego lekarza np. z obowiązku udziału w tzw. legalnych aborcjach. Profesor stał się przedmiotem niewybrednej nagonki ze strony lewicowych polityków i liberalnych mediów.
Agata Rejman, położna z rzeszowskiego szpitala Pro-Familia – również powołując się na konflikt sumienia – odmówiła udziału w wykonywanych w tej placówce aborcjach dzieci z ciężkimi wadami genetycznymi, uniemożliwiającymi ich przeżycie (aborcje te nazywa się eufemistycznie w języku medycznym terminacją ciąży). Zanim to się stało, uczestniczyła w trzech aborcjach. O dziejącym się w Pro-Familii procederze opowiedziała w styczniu br. podczas konferencji prasowej, na której wystąpiła wspólnie z senatorem Kazimierzem Jaworskim. Dyrekcja szpitala zażądała od położnej 50 tys. zł odszkodowania. W obronie Agaty Rejman stanęły m.in. organizacje pro-life, w tym Fundacja PRO – Prawo do Życia, która zorganizowała już kilkanaście pikiet protestacyjnych przeciw temu, co się w Pro-Familii dzieje. Szpital wytoczył Fundacji proces – poczuł się bowiem zniesławiony twierdzeniami, że w Pro-Familii zabija się dzieci, tłumacząc, że przecież jest to działalność zgodna z polskim prawem, które dopuszcza aborcję w ściśle określonych przypadkach.
Te dwie sprawy to kolejna, bardzo ważna odsłona wojny cywilizacji życia z cywilizacją śmierci. Chodzi w niej o kilka rzeczy. M.in. o to, czy aborcję – skądinąd zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy medycznej – wolno nazywać publicznie zabijaniem. O to, czy prawo naturalne ma pierwszeństwo przed prawem stanowionym. Wreszcie o to, czy katolik, który konsekwentnie postępuje według zasad swojej wiary (czy szerzej: po prostu człowiek sumienia), ma prawo stać na czele kliniki ginekologicznej (nagonka na prof. Chazana ma na celu m.in. pozbawienie go funkcji dyrektora świetnej placówki).
Zabójstwo, nawet legalne, pozostaje zabójstwem
Argumenty, które wysuwają zwolennicy tzw. terminacji ciąż, są dwa. Pierwszy: oni „realizują tylko polskie prawo”, czyli ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 7 stycznia 1993 r. Jak stwierdził dyrektor Pro-Familii Radosław Skiba w oświadczeniu z 22 stycznia br., czyli wydanym po konferencji prasowej Agaty Rejman i Kazimierza Jaworskiego:
„Nie zawsze jest bowiem tak, że ciąża zakończy się urodzeniem żywego i zdrowego dziecka. W tego rodzaju przypadkach, zgodnie z zapisami ww. ustawy, pacjentka ma prawo żądać przedwczesnego ukończenia ciąży, a placówka medyczna, w tym także i nasz Szpital, nie może jej takiego prawa odmówić. Pacjentka w razie zaistnienia okoliczności, które stanowią przesłanki do przerwania ciąży nigdy nie pozostaje sama. Zawsze oferujemy jej pomoc wykwalifikowanego personelu medycznego w tym psychologa, który pomaga w podjęciu tak ważnej decyzji”.
Odpowiedź człowieka sumienia na takie stwierdzenie może być tylko jedna: nawet jeśli zabójstwo jest legalne, pozostaje zabójstwem.
Ujmując rzecz szerzej: za czym powinien się opowiedzieć człowiek sumienia, który – jak w tym przypadku – widzi konflikt pomiędzy prawem naturalnym a stanowionym? Powtórzę słowa papieża Jana XXIII, kanonizowanego wraz z Janem Pawłem II 27 kwietnia br., przytoczone na facebookowym profilu Dziennika Parafialnego:
„Jeśli sprawujący władzę nie uznają praw człowieka, albo je gwałcą, to nie tylko sprzeniewierzają się powierzonemu im zadaniu; również wydawane przez nich zarządzenia pozbawione są wszelkiej mocy obowiązującej”.
A czymże innym, jak nie gwałceniem podstawowego prawa człowieka – prawa do życia – jest aborcja?
Lekarze-aborterzy naruszają sumienia pacjentek
Argument drugi zwolenników aborcji: nie wolno matkom, które dowiadują się o wadzie genetycznej dziecka, fundować traumy polegającej na tym, że przez kilka miesięcy, do porodu, będą żyć ze świadomością, iż będą musiały patrzeć na śmierć dziecka zaraz po urodzeniu. O to chodzi zarówno w przypadku matki, aborcji dziecka której odmówił prof. Chazan, jak i matek, którym „terminowano ciąże” w Pro-Familii. Dobrej odpowiedzi na tak postawiony problem udzieliła w lutym br. w wywiadzie , który przeprowadzałem z nią dla tygodnika „wSieci”, Wanda Szobak, położna z jednego z rzeszowskich szpitali z ponad 30-letnim stażem:
„Większą traumę przeżywają pacjentki, które zgodzą się na wcześniejsze sprowokowanie porodu niż te, które ciążę donoszą i urodzą, nawet gdyby to dziecko miało umrzeć zaraz po porodzie. (…) Poza tym to nie lekarze dają życie dziecku i to nie lekarze mają prawo je odbierać. Nawet rodzice nie dają życia, a jedynie je przekazują. (…) Rolą lekarza jest nie szkodzić. A w tym momencie lekarze szkodzą, bo naruszają sumienie pacjentki i stawiają ją w sytuacji wewnętrznego rozdarcia”.
Oczekujmy, ale nie bezczynnie
W kwestiach losu prof. Chazana oraz wyroku w sprawie, którą szpital Pro-Familia wytoczył Fundacji PRO – Prawo do Życia, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Proces, który toczy się przed sądem w Rzeszowie, ma w moim przekonaniu charakter precedensowy (choć polskie prawo, w przeciwieństwie do amerykańskiego, nie posługuje się precedensami). Przyniesie on odpowiedź na pytanie, czy w Polsce można… bezkarnie mówić głośno prawdę. A co do tego, że aborcja jest morderstwem, nie ma – zgodnie z aktualnym stanem wiedzy medycznej – wątpliwości. Również przypadek prof. Chazana jest precedensowy. Jego los (to, czy zostanie odwołany z kierowania placówką, czy nie) da odpowiedź na pytanie, czy katolicy, którzy traktują swoją wiarę poważnie i chcą postępować zawsze, także w życiu zawodowym, zgodnie ze swoim dobrze ukształtowanym sumieniem, są w Polsce obywatelami II kategorii, którzy nie mają prawa np. do kierowania kliniką ginekologiczną (no, chyba że nie będą stosować „klauzuli sumienia”).
Ale niech to nie będzie oczekiwanie bezczynne. Bądźmy aktywni. Bierzmy udział w marszach życia, w pikietach przeciw aborcji w Pro-Familii, przesyłajmy wyrazy solidarności z prof. Chazanem. Jeżeli aborcyjny proceder w rzeszowskim szpitalu będzie kontynuowany, jeżeli odwołają prof. Chazana z funkcji dyrektora szpitala – bojkotujmy obie te placówki. Możliwości jest wiele. Ważne, by znalazło się wielu ludzi sumienia, którzy nie będą się bali głosić prawdy publicznie.
Były rektor KUL zdradza lekarzy sumienia
Przy okazji tej sprawy stało się coś niespodziewanego i smutnego. Wydawać by się mogło, że jest rzeczą naturalną, iż tak jednoznaczne i prawidłowe moralnie postępowanie prof. Chazana spotka się ze wsparciem duchownych. I spotkało się z takim wsparciem, choć nie wszystkich. Wiele zamieszania narobiła wypowiedź ks. prof. Andrzeja Szostka, etyka z KUL, byłego rektora tej uczelni, który w wywiadzie dla dziennika „Polska The Times” stwierdził:
„Jeśli ktoś uważa, że wskazanie innego lekarza kłóci się z jego sumieniem, to nie powinien pracować jako lekarz, zwłaszcza ginekolog. Lekarz musi znać prawo i je respektować. Jeśli obowiązujące prawo stanowione kłóci się z jego sumieniem, to powinien zabiegać o zmianę prawa, podejmując odpowiednie kroki legislacyjne, ale nie może go ignorować, pracując w ramach systemu, w którym to prawo obowiązuje”.
Ks. prof. Szostek zaznaczył, że jest przeciwnikiem aborcji w ogóle i zwolennikiem klauzuli sumienia. Ale jednocześnie stwierdził, że klauzula sumienia – z której istnienia się cieszy – uwalnia wprawdzie lekarzy od działania sprzecznego z ich głębokimi przekonaniami moralnymi, ale nie uwalnia ich od przekazania – zgodnie z ustawą – informacji kobiecie, gdzie może ona dokonać tzw. legalnej aborcji. Takiego wskazania, zdaniem etyka z KUL, nie można traktować jako współdziałania w dokonaniu aborcji.
„O ile z kwestią odnotowania faktu odmowy dokonania aborcji i jego uzasadnienia w dokumentacji medycznej nie ma problemu moralnego, o tyle obowiązek wskazania osoby lub placówki jest – wbrew temu, co twierdzi ks. Profesor – współudziałem w akcie aborcji, jeżeli do śmierci dziecka ostatecznie dojdzie. Sama deklaracja sprzeciwu nie wystarcza do zachowania czystego sumienia, jeśli do dokonania zabójstwa dochodzi właśnie wskutek udzielenia informacji, kto i gdzie jej dokona. Odmawiający zabójstwa, podając takie informacje, de facto ułatwia żądającej przeprowadzenia aborcji kobiecie dokonanie zbrodni na jej własnym dziecku. Tym samym przyczynia się do jej grzechu. W moim przekonaniu jest to współudział materialny bliższy, i jako taki ciężko grzeszny”
– zripostował na portalu Fronda.pl ks. dr hab. Piotr Kieniewicz.
Prof. Zoll: Prawo musi być etyczne, nie odwrotnie
„Jeśli wypowiedź ks. prof. Andrzeja Szostka na portalu „Polska The Times” jest autentyczna, to wydaje mi się, że prezentuje ona błędne i niebezpieczne stanowisko legalizmu etycznego”
– komentuje na tym samym portalu ks. prof. Tadeusz Biesaga. Po czym dodaje:
„Lepsze zrozumienie etyki i podstaw prawa znajduję w świetnym artykule prof. Andrzeja Zolla („Charakter prawny klauzuli sumienia” w periodyku „Medycyna Praktyczna” – przyp. JK), w którym tłumaczy proste rzeczy, a mianowicie to, że porządek etyczny jest niezależny i nie musi się legitymować prawem, lecz odwrotnie, to prawo ma się wylegitymować tym, że jest etyczne”.
Potrzeba obywatelskiego nieposłuszeństwa
Kiedy szukałem jakiejś spinającej całość tych rozważeń puenty, mój wzrok padł na końcówkę cytowanego artykułu ks. Piotra Kieniewicza:
„Pisze ks. Profesor (Andrzej Szostek – przyp. JK): >>Gdyby tej klauzuli zabrakło, to rzeczywiście stanęlibyśmy w obliczu konieczności co najmniej obywatelskiego nieposłuszeństwa<<. Otóż obecny w prawie wymóg wskazania abortera przez lekarza broniącego życia i godności nienarodzonego dziecka de facto podważa sensowność całego zapisu. W istocie, stanęliśmy – jako społeczeństwo – w obliczu konieczności co najmniej obywatelskiego nieposłuszeństwa”.
Sapienti sat! Mądremu naprawdę wystarczy…
Na zdjęciu: jedna z pikiet w centrum Rzeszowa przeciw aborcji w Pro-Familii. Fot. Fundacja PRO – Prawo do Życia