Pierwsza Komunia. Dorośli, nie przeszkadzajcie dzieciom drogimi prezentami!

9 maja 2014 10:49Komentowanie nie jest możliweViews: 1237

Maj to tradycyjnie miesiąc Pierwszych Komunii Świętych. Warto więc w tym czasie znów- bo to temat nienowy – podjąć refleksję, co robić, by forma tego sakramentu (prezenty, stroje itd.) nie była ważniejsza od treści. Dziennik Parafialny podejmie ją przez cztery majowe piątki. Nasz cykl rozpoczynamy dziś tekstem redaktora naczelnego.

Jaromir Kwiatkowski ●

pierwsza-komunia-jasionka-tadeusz-pozniakW ostatnich (co najmniej) kilkunastu latach obserwujemy wielką komercjalizację otoczki towarzyszącej sakramentowi Pierwszej Komunii św. Co ciekawe, w o wiele mniejszym stopniu dotyczy to sakramentu Chrztu św., a niemal wcale – Bierzmowania, którego przyjęcie jest świętowane w rodzinach nader skromnie. Dlaczego tak się dzieje, to temat do odrębnych rozważań. Wspomnę jedynie, że moim zdaniem 9-letnie dzieci zostały uznane przez handlowców (zapewne słusznie) za znacznie bardziej podatne na konsumenckie oddziaływanie niż niemowlaki (Chrzest) i młodzież (Bierzmowanie). W tym tekście chciałbym jednak zwrócić uwagę na inny wątek: że cała ta otoczka towarzysząca Pierwszej Komunii – wystawne przyjęcia w restauracjach, drogie prezenty – może przeszkadzać dzieciom we właściwym przeżyciu tego sakramentu.

Ktoś powie: przecież to bardzo ważny dzień w życiu dziecka, więc nie może on być ot, taki zwyczajny. Niewątpliwie, jest to dzień bardzo ważny. Ale czy musi się kojarzyć z „małym weselem”, no może bez tańców? Nie jest to jednak to samo. Dziecku pierwszokomunijnemu, choćby z racji wieku mniej krytycznemu i bardziej podatnemu na wpływy niż nowożeńcy, o wiele łatwiej pomylić to, co jest istotą tego dnia, z jego niekonieczną otoczką.

Nie masz zegarka, nie byłeś u komunii

Z opowieści moich o kilka lat starszych znajomych wynika, że wtedy obrzęd Pierwszej Komunii był właściwie wolny od komercji. – Jeszcze nigdy nie smakowała mi tak słodka bułka i kakao, którymi nas poczęstował ksiądz proboszcz na plebanii po Mszy św. pierwszokomunijnej – opowiadał mi kiedyś mój kolega. I to było całe przyjęcie.

Za moich czasów (Pierwsza Komunia w roku 1971) szczytem marzeń był zegarek. Nie jakiś tam „wypasiony”, po prostu zwykły zegarek. I ja takowy dostałem od mojej matki chrzestnej. Była to zwykła sowiecka „Zaria”, do tego jeszcze kwadratowa.  Ale, co ciekawe, jest to jedyny prezent pierwszokomunijny, który pamiętam do dziś (no może poza książką „Porwanie w Tiutiurlistanie” Żukrowskiego, którą otrzymałem od sąsiadów). Wydaje mi się, że wtedy w ogóle nie zwracało się uwagi na prezenty! Pamiętam natomiast, że Pierwsza Komunia była dla mnie tak wielkim przeżyciem, iż w poprzedzającą ją noc z soboty na niedzielę obudziłem się o pierwszej i już do rana nie mogłem zasnąć.

Przyjęcie pierwszokomunijne było w naszym ciasnym mieszkaniu i też niewiele z niego pamiętam. Nie to było ważne!

Na marginesie: zegarek na długie lata stał się swoistym symbolem prezentu pierwszokomunijnego (kiedy ktoś nie miał zegarka na ręce, koledzy żartowali: „ooo, nie był u komunii!”). Z biegiem lat został wyparty przez rower, później przez laptop itd. Czy jest jakaś granica tego komercyjnego szału?

A przecież można inaczej, ale tutaj podstawową rolę odgrywają rodzice, którzy mogą pomóc dziecku tak ustawić hierarchię wartości pierwszokomunijnych zdarzeń, że prezenty zejdą w niej na dalszy plan. Pamiętam, jak w 2005 r. do Pierwszej Komunii przystępowała córka naszych bliskich przyjaciół, chrześnica mojej żony. Rodzice zakazali chrzestnym kupowania drogich prezentów. Moja żona z chrzestnym uznali, że elementarna przyzwoitość nakazuje przynajmniej kupić rower, i to na spółkę. Tak zrobili, a przyjaciele, pół żartem pół serio, trochę ich zrugali. A przypuszczam, że – w sensie materialnym – i tak mógł to być najmniej wartościowy prezent, jaki dostały od chrzestnych dzieci z tej klasy.

Prezent bezcenny, choć niekomercyjny

Bywają prezenty, które dostarczają obdarowanemu dziecku wielkich wzruszeń, ich wartość jest bezcenna, a nie mają żadnego związku z komercją. Tak było w tym roku w przypadku mojej wnuczki. Mój tato, a jej pradziadek, podarował jej swoją cenną pamiątkę z Chrztu św.: srebrny medalik, który 80 lat temu otrzymał w prezencie od szafarza tego sakramentu, zaprzyjaźnionego z moimi dziadkami – błogosławionego księdza prałata Antoniego Rewery z Sandomierza, gdzie wówczas mieszkali moi dziadkowie (ks. Rewera to jeden ze 108 błogosławionych męczenników ostatniej wojny, beatyfikowanych przez Jana Pawła II w Warszawie w 1999 r.). Przyszły błogosławiony przywiózł ten medalik z Ziemi Świętej. Na tamte czasy musiał to być cenny i rzadki prezent, ze względu choćby na to, że wyjazd do Ziemi Świętej nie był sprawą tak prostą jak dziś. Tato, wychodząc z założenia, że jego życie – bez względu na to, ile jeszcze potrwa – nieuchronnie zmierza do kresu, postanowił sobie kiedyś, że tą pamiątką obdaruje przy jakiejś szczególnej okazji najmłodszą osobę z rodu. Teraz uznał, że właśnie nadarza się taka stosowna okazja. A zatem nie tylko obdarował swoją prawnuczkę cenną dla niego rzeczą, ale przy okazji tym gestem podkreślił, jak wielką wagę ma dzień Pierwszej Komunii.

Są też pozytywne zmiany

Bądźmy sprawiedliwi: próby „wykąpania” Pierwszej Komunii w konsumpcjonizmie to, na szczęście, nie jedyny wymiar związany z tym sakramentem. Są też w polskiej obyczajowości pierwszokomunijnej pozytywne zmiany, choć na pewno nie są one wystarczające. Oto jedna z nich: w coraz większej liczbie parafii (choć są i takie, w których w tej kwestii panuje „wolna amerykanka”), dzieci przyjmują Pana Jezusa w jednakowych, skromnych albach. Tak było w przypadku mojej młodszej córki w 2000 r. Dzięki temu ominęły nas sprzeczki, których świadkami byliśmy kilka lat wcześniej, przy okazji Pierwszej Komunii starszej córki. Znalazło się wówczas kilka mam, które storpedowały pomysł jednakowych strojów: bo ta już kupiła sukienkę w salonie mody, a tamtej wysłała ją ciotka z Ameryki.

Jestem przeciwnikiem takiej „rewii mody”. Nie tylko dlatego, że część dzieci (głównie dziewczynek) czuje się źle, wiedząc, że ich rodziców nie stać na drogą sukienkę. Przede wszystkim dlatego, że Pan Jezus – najważniejszy Gość pierwszokomunijnej uroczystości – w licytacji na sukienki i prezenty nieuchronnie schodzi na dalszy plan.

Inna pozytywna zmiana: pierwszokomunijne przyjęcie bezalkoholowe pewnie jeszcze nie wszędzie się zdarza, ale pomalutku staje się normą. I niech tak zostanie. Alkohol bowiem i Pierwsza Komunia – to zbiory rozłączne.

Z dotychczasowych obserwacji wiem, że dzieci, po wcześniejszym przygotowaniu do Pierwszej Komunii, najczęściej świetnie wyczuwają, co jest jej istotą. Znam wiele relacji rodziców, których dzieci zaskoczyły stwierdzeniem, że najbardziej cieszą się nie z prezentów, lecz z tego, że odtąd będą mogły przystępować do Ołtarza Pańskiego razem z nimi.

Życzenia dla dzieci i rodziców

Życzę więc wszystkim dzieciom, by dzień Pierwszej Komunii był dla nich niezapomnianym, radosnym dniem spotkania z Panem Jezusem w Eucharystii. Panem Jezusem, który jest przecież nieskończenie ważniejszy od tych wszystkich sukienek, rowerów, zegarków i laptopów razem wziętych.

Dorosłym zaś życzę, by nie przeszkadzali dzieciom w takim właśnie przeżyciu tego dnia. I by pamiętali, że to, czy dziecko napełni serce Panem Jezusem, czy komputerem bądź rowerem – stanowi jednak wielką różnicę. Różnicę, która może rzutować na całe życie.

Fot. Tadeusz Poźniak

 

 

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web