Książka ks. Jana Kaczkowskiego „Zamiast czekać, zacznij żyć!”
Kinga Polak-Gieroń, APG STUDIO ●
W imieniu wydawnictwa Znak przekazuję czytelnikom Dziennika Parafialnego informację na temat książki ks. Jana Kaczkowskiego pt. „Zamiast czekać, zacznij żyć!”. To zbiór nigdy wcześniej nie publikowanych tekstów!
Książka ks. Jana Kaczkowskiego „Zamiast czekać, zacznij żyć!”
NIE TRAĆ CZASU, ZACZNIJ KOCHAĆ!
Ks. Jan Kaczkowski uczył nas czułości, bliskości i miłości do drugiego człowieka. Jego słowa zawsze trafiały prosto w najdelikatniejsze struny naszej duszy i nierzadko poruszały najgłębiej ukryte lęki i pragnienia. Zdecydowanie za wcześnie zabrakło nam jego mądrego głosu.
W nigdy wcześniej nie publikowanych tekstach wręcz każe nam wyjść ze strefy własnego komfortu. Porzucić wieczne czekanie na to, aż spotka nas coś dobrego, i wziąć życie we własne ręce. Piłka jest po naszej stronie – czy odpowiemy na jego propozycję?
Wydawnictwo Znak,
oprawa twarda,
format: 140x205mm,
liczba strona 256,
cena det. 44,99.
Książka dostępna w dobrych księgarniach oraz na stronie www.znak.com.pl
————-
Fragment książki
(wybrała i udostępniła do publikacji: Kinga Polak-Gieroń, APG STUDIO):
Chcę powiedzieć – powtarzam to nieustannie – że w życiu najważniejsze są relacje. Naprawdę będę to powtarzał do znudzenia, że relacje wypracowane teraz, w codzienności, są niezwykle ważne także wtedy, kiedy ludzie odchodzą. […] Mieliśmy już w hospicjum stacjonarnym taki przypadek: umierała młoda kobieta, miała nieco ponad czterdzieści lat i pięciu synów. Chłopaki byli tak rok po roku. Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście i najstarszy miał chyba dwadzieścia jeden lat. Ten najstarszy skłócił się z rodzicami, bo wyprowadził się i zamieszkał z dziewczyną. Dla rodziców to był ogromny dramat. Nawet nie to, że się wyprowadził z dziewczyną, no bo to się, niestety, staje normą, ale to, że on się z matką skłócił przed jej śmiercią – tam naprawdę poszło na noże. Kaszubi są potwornie uparci i potwornie pamiętliwi. Ta mama umierała. On na szczęście zdążył przyjechać, przywołany przez rodzeństwo. Miał czas, żeby się z nią pojednać. Wspaniała scena. Ojciec tej rodziny był bardzo wierzący. Gdy jego żona była w agonii, wszyscy przy niej trwaliśmy. Wszyscy płakali. Ja też musiałem tam być, przy tej agonii, i często jestem, bo czuję taką potrzebę. Gdy jestem obecny przy umieraniu, muszę być bardzo napięty psychicznie, nie mogę się wzruszać. Muszę być profesjonalistą. […] Nie da się utrzymać powagi przez godzinę i nie da się przez godzinę płakać. Kiedy ich mama skonała, byliśmy razem. Oni już się wypłakali. W pewnym momencie komuś zadzwonił jakiś głupi dzwonek w telefonie, jakaś melodia z Koziołka Matołka albo Reksia. Natychmiast wszyscy wybuchnęli śmiechem i zaczęli się zastanawiać, co by na to mama powiedziała, gdyby to usłyszała. „Na pewno by się z nami śmiała” – zawyrokowali i zaczęli tak ciepło wspominać tę mamę. W tym momencie ona umarła dla nich naprawdę, więc znowu zaczęli płakać. Widziałem wtedy taką piękna scenę: ojciec objął tych pięciu swoich synów, a to jest rzadkością u Kaszubów. Oni się wszyscy do siebie tak mocno przytulili, że ja, choć jestem starym wygą, musiałem się wycofać, bo zrobiło mi się niezręcznie. Ta scena była tak intymna. To są chwile, dla których warto być księdzem. To są chwile, dla których warto żyć. […] To są chwile, dla których warto być dobrym rodzicem po prostu. To jest tak naprawdę sedno mojej pracy, to jest sedno mojego kapłaństwa, to jest sedno mojego życia – sprawowanie Najświętszej Ofiary i bycie przy umierających. Poza arcybiskupem – a myślę, że nie będzie miał takiego pomysłu – z tego mojego stanowiska odwołać mnie może tylko Pan Bóg. Na pewno to zrobi, pytanie tylko kiedy.