Rozmowa o cudownych paciorkach
Maja Bułaś, Jaromir Kwiatkowski ●
Rozpoczął się październik – miesiąc różańca. Z tej okazji udostępniam dziesiąty rozdział bajki “Niezapomniane wakacje Kruszynki w Obłokowie”, którą napisaliśmy wraz z Mają Bułaś. Opowiada on właśnie o tej niezwykłej modlitwie. Przy okazji zachęcam Was oczywiście do kupna tej książeczki, w której każdy – i dziecko, i dorosły – znajdzie coś dla siebie. Wystarczy wpisać w Google tytuł bajki – od razu “wyskoczą” miejsca, gdzie można ją jeszcze dostać.
Rozbrykana pchełka wskakuje w trakcie zabawy na łapę Puszynka i zaczyna szybciutko biegać wokół jego palców, łaskocząc je swoimi tyciuteńkimi nóżkami.
- Miłe? – pyta.
- Tak. Łaskotanie palców to przyjemna sprawa – odpowiada Puszynek prawie dostojnym głosem. Patrzy na swoje ogromniaste palce, następnie na dłoń pchełki i wzdycha: – No dobrze, Kruszynko, ale jeżeli będę cię chciał połaskotać w paluszki, poradź, jak to zrobić, skoro mój najmniejszy palec jest większy od ciebie całej?
- Jak to jak? Trawką. To znaczy źdźbłem trawki – śmieje się pchełka. – Ale jak mnie będziesz łaskotał, to chciałabym być wtedy niewidzialna – dodaje.
- Dlaczego? – dziwi się Puszynek.
- A tak, dla hecy. A może dlatego, że bardzo bym się wtedy śmiała i nie chciałabym, żebyś mnie widział? Bo ja mam straszne łaskotki, wiesz? – Kruszynka… czerwieni się.
Łosiek już sięga po źdźbło trawy, by wypróbować sposób przyjaciółki, ale pchełka jest szybsza.
- Co to jest? – Wyciąga paluszek w stronę srebrnego krążka, który leśny stworek założył tego dnia na jeden z palców swego wielkiego łapska. – Obrączka? Przecież nie masz żony. – Kruszynka widywała już takie obrączki u pchlich małżeństw.
- Nie, pchełko, to nie obrączka. To różaniec.
- Różaniec? – dziwi się Kruszynka. – Pierwszy raz o czymś takim słyszę. A do czego on służy? – chichocze.
Łosiek uśmiecha się:
- Do modlitwy.
- Moooodlitwy?! – dziwi się po raz kolejny Kruszynka. Ma ochotę znów parsknąć śmiechem, ale widząc poważną twarz przyjaciela, odpowiada jedynie: – Opowiedz mi o tym, dobrze?
- Wspaniale! – cieszy się Puszynek. Rozkłada śmiesznie palce. – Zwykła obrączka jest najczęściej gładka. A tutaj masz malutki krzyżyk i dziesięć zgrubień, zwanych paciorkami – tłumaczy, gdy tymczasem pchełka wchodzi po jego palcu na różaniec.
– Zobacz: wskakujesz na krzyżyk – odmawiasz „Ojcze nasz”. Przeskakujesz na paciorek – mówisz „Zdrowaś Maryjo” – wyjaśnia Puszynek.
Kruszynka jak przez mgłę pamięta, że babcia pchła mruczała te modlitwy nad jej kołyską. Kiedy była jeszcze pchlim przedszkolakiem, próbowała je powtarzać, ale szybko zapomniała.
Skoki z paciorka na paciorek traktuje jako nową, niezłą zabawę.
– Dziesięć! – krzyczy, gdy przeskakuje na ostatni.
- Dlatego właśnie różaniec, który nosimy na palcu, nazywamy dziesiątkiem. Pięć takich dziesiątków nazywamy jedną częścią. Cały różaniec składa się z czterech takich części: radosnej, bolesnej, chwalebnej i światła. To bardzo piękna modlitwa. Dzięki niej łatwiej zrozumieć życie Matki Bożej i Jej Syn, Jezusa.
Pchełka nic z tego nie rozumie, ale nie chcąc się do tego przyznać przed przyjacielem, a jednak pragnąc pokazać, że coś zapamiętała, zaczyna liczyć:
- Pięć razy dziesięć „Zdrowaś Maryjo”, razy cztery części to będzie….
- Dwieście „Zdrowaś Maryjo” – śmieje się Puszynek.
- O jejku! – Łapie się za główkę Kruszynka i wybałusza na przyjaciela wielkie oczy, które w tym momencie stają się jeszcze większe. – Przecież to takie nudne: powtarzać w kółko to samo, i to jeszcze tyle razy.
- Mylisz się, pchełko – cierpliwie tłumaczy Łosiek. – Różaniec to nie jest zwykła modlitwa. Każdy dziesiątek przypomina inne wydarzenie z życia Matki Bożej i Jezusa. A poza tym, dzięki różańcowi można wyprosić wiele łask.
- Co to znaczy „łask”? – pyta Kruszynka, nieco pogubiona i zdziwiona.
- To takie prezenty od Pana Boga, które pomagają nam żyć tak, aby się Jemu podobało.
Kładą się na trawie. Milczą. Pchełka myśli intensywnie nad wszystkim, co przed chwilą usłyszała. W końcu odzywa się szeptem, jakby ze smutkiem:
- Wiesz, Puszynku, że ja nigdy w życiu nie miałam różańca?
Łosiek ma w domu wiele różańców. Drewnianych, różanych, perłowych. Przywoził je z podróży do różnych świętych miejsc albo dostawał w prezencie od mieszkańców lasu, którzy wiedzieli, że je zbiera. Różaniec na palec, który założył w tym dniu pierwszy raz, dostał kilka dni wcześniej od znajomej leśnej łani po jej powrocie z pielgrzymki na Jasną Górę.
Po wyznaniu przyjaciółki myśl leśnego stworka może być tylko jedna: „Podaruję jej jeden z moich różańców”. Na drugi dzień Puszynek przynosi na łąkę drewniany różaniec z napisem „Betlejem”, który przywiózł przed laty z pielgrzymki do Ziemi Świętej..
- Proszę, pchełko, to dla ciebie. Różaniec z Betlejem, miasta, w którym urodził się Pan Jezus. Spróbuj się na nim modlić i polecać Panu Bogu swoje radości i smutki. Nawet jeżeli nigdy tego nie robiłaś i wydaje ci się, że nie potrafisz.
- Postaram się – szepcze Kruszynka, a leśny stworek byłby gotów się założyć, że mówi to „na odczepnego”.
Później Łosiek czasami zastanawiał się, czy pchełka sięga po jego prezent, ale postanowił nie pytać o to, by przyjaciółka nie pomyślała, że chce na niej wymusić modlitwę na drewnianych paciorkach.
Któregoś popołudnia Kruszynka sama zaczyna rozmowę na temat prezentu od przyjaciela:
- Nie pytasz o różaniec od ciebie? Noszę go przy sobie, wiesz? Przez cały czas.
- To fantastycznie! – cieszy się Puszynek. – Ale… użyj go czasami.
- Już próbowałam. Nie traktuję go jako ozdoby.
- I jak ci poszło?
- Średnio – przyznaje pchełka. – W dniu, kiedy mi go dałeś, zasnęłam przy pierwszym dziesiątku. Ale wczoraj dotarłam już do trzeciego. – Kruszynka spogląda z dumą na przyjaciela, po czym… zanosi się śmiechem.
Leśny stworek też się uśmiecha:
- Nie przejmuj się tym i próbuj dalej.
Pchełka, drapiąc się w główkę, zastanawia się, co może wnieść w jej życie odmawianie różańca.
- Naprawdę uważasz, że modląc się na nim, można wyprosić jakąś łaskę?
- Na sto procent. Coś ci opowiem. Wiesz, Kruszynko, różaniec wpływał nie tylko na losy pojedynczych istot, ale i całego świata – rozpoczyna opowieść Puszynek. – Słyszałaś o bitwie morskiej pod Lepanto?
- Nie, nie słyszałam. Lepanto?
- To było dawno, prawie 450 lat temu. Tureckie siły chciały zniszczyć wyznawców Jezusa, zwanych chrześcijanami.
- Dlaczego chciały zniszczyć? – Pchełka patrzy na Puszynka, coraz bardziej zainteresowana historią tych niewielkich koralików.
- Ponieważ chciały zapanować nad Europą i wprowadzić swoją religię – islam. Papież wezwał chrześcijan do odmawiania różańca w intencji zwycięstwa. Wyobraź sobie, że modliły się ich miliony!
- I co? Co było dalej? – niecierpliwi się dziewczynka.
- Do decydującej bitwy okrętów chrześcijańskich z tureckimi doszło u wybrzeży Grecji, w pobliżu Lepanto. Początkowo przewagę miała flota turecka. I gdy wydawało się, że zwycięstwa nikt jej już nie odbierze, nagle wiatr zmienił kierunek i zaczął sprzyjać chrześcijanom. Siły tureckie zostały całkowicie rozbite. Chrześcijanie uznali to za cud, wymodlony na różańcach. Ha, i co ty na to?
Kruszynka zauważa, że brąz Łośkowych oczu błyszczy dziś szczególnie pięknie. Chociaż niewiele rozumie z opowieści przyjaciela, obiecuje sobie, że postara się częściej sięgać po różaniec, który od niego otrzymała. Może kiedyś uda się odmówić go do końca i nie zasnąć? A nawet uwierzyć, że przesuwanie tych dziwnych paciorków to nie żadne czary-mary?