Św. Teresa od Dzieciątka Jezus: Kochać bliźnich jak Jezus
„To, co zdaje się być błędem, może ze względu na intencje być aktem cnoty” – pisała zaskakująco w „Dziejach duszy” św. Teresa od Dzieciątka Jezus, pokazując ciekawy przykład z własnego życia zakonnego.
Kiedy Pan rozkazał swemu ludowi kochać bliźniego jak siebie samego (Por. Kpł 19,18), wtedy nie był jeszcze zstąpił na ziemię; wiedząc zaś dobrze, jak dalece człowiek kocha siebie samego, nie mógł nakazać swoim stworzeniom większej miłości bliźniego. Ale skoro Jezus dał swym apostołom przykazanie nowe, SWOJE WŁASNE PRZYKAZANIE (Por. J 15,12), to — jak powie dalej — mają miłować bliźniego nie tylko jak siebie samych, lecz miłować tak, jak On, Jezus ich kocha, jak miłować będzie aż do skończenia wieków.
Ach! Panie, ja wiem, że Ty nie nakazujesz rzeczy niemożliwych, znasz lepiej ode mnie moją słabość, moją niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie mogłabym kochać mych sióstr tak, jak Ty je kochasz, jeżeli Ty sam, o mój Jezu, nie będziesz ich kochał we mnie. Chcąc mi udzielić tej łaski, dałeś przykazanie nowe. O! jakże jest mi ono drogie, ponieważ daje mi pewność, że chcesz kochać we mnie tych wszystkich, których rozkazałeś mi miłować…
O tak, czuję to, że kiedy jestem miłosierna, wtedy Jezus sam działa we mnie; im mocniej jestem z Nim zjednoczona, tym bardziej kocham wszystkie moje siostry. Kiedy chcę spotęgować w sobie tę miłość, a szatan usiłuje podsunąć mi przed oczy duszy błędy tej lub tamtej siostry, dla mnie mniej sympatycznej, spieszę, by wynaleźć jej cnoty i dobre pragnienia; mówię sobie, że zobaczyłam tylko jeden jej upadek, a może odniosła ona wiele zwycięstw, które przez pokorę ukryła i że to, co zdaje się być błędem, może ze względu na intencje być aktem cnoty. Nietrudno mi siebie o tym przekonać, bo sama na sobie doświadczyłam, jak to nigdy nie można sądzić. — Było to podczas rekreacji; siostra kołowa zadzwoniła dwa razy; trzeba było otworzyć bramę klauzurową robotnikom, którzy mieli wnieść drzewka przeznaczone do żłóbka. Rekreacja nie była wesoła, bo nie było Ciebie, moja droga Matko, toteż pomyślałam, że jeśli mnie zawołają do pomocy, będę bardzo zadowolona; właśnie matka Podprzeorysza powiedziała, bym poszła usłużyć ja albo siostra, która była koło mnie; natychmiast zaczęłam zdejmować fartuszek, ale dosyć spokojnie, aby moja towarzyszka mogła mnie w tym uprzedzić, sądziłam bowiem, że będzie jej miło pójść pomóc. Siostra zastępująca szafarkę z uśmiechem patrzyła na nas i widząc, że wstałam ostatnia, powiedziała do mnie: „Ach! dobrze wiedziałam, że nie przydasz tej perły do swej niebieskiej korony; zbyt wolno zabierałaś się do tego…”.
Z pewnością całe zgromadzenie uważało, że postąpiłam tak pod wpływem natury, a mnie trudno wypowiedzieć, jak zbawienne dla mej duszy było to drobne zdarzenie i jak uczyniło mnie pobłażliwą dla słabości innych. Chroni mnie teraz także od próżności, kiedy jestem chwalona, bo wtedy mówię sobie: Skoro moje małe akty cnoty bierze się za niedoskonałość, to można się równie dobrze mylić, biorąc za cnotę to, co jest niedoskonałością. Mówię więc ze św. Pawłem: Bardzo mało mnie smuci być sądzoną przez jakikolwiek trybunał ludzki. Nie sądzę siebie samej; tym, który mnie sądzi, jest PAN (l Kor 4,3-4). Aby więc uczynić sobie ten sąd bardziej przychylnym, albo raczej, by nie być wcale sądzoną, chcę zawsze z miłością myśleć o wszystkich, bo Jezus powiedział: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni (Łk 6,37).
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, r. X (fragm.)
Cyt. za: http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tl/10a-ter.htm
Pogrubienia w tekście: redakcja Dziennika Parafialnego