Nie trzeba Boko Haramu. Siostra Tadeusza Frąckiewicz o „pokojowej” islamizacji Kamerunu
Tekst i fotografia Jaromir Kwiatkowski ●
- W Europie muzułmanie już nie muszą robić nic, tylko mieć dzieci. W takich krajach jak Kamerun, gdzie dzieci, także chrześcijańskich, jest dużo, wystarczy, że muzułmanie wyślą dzieci do szkół, a chrześcijanki pojmą za żony – przekonywała siostra Tadeusza Helena Frąckiewicz, dominikanka, od 16 lat pracująca w Kamerunie (na zdjęciu). Spotkanie pod hasłem „Czy grozi nam islamizacja?” odbyło się w Domu Diecezjalnym Tabor w Rzeszowie w ramach Katechez Audiowizualnych.
Siostra Tadeusza pracuje w biednej, wschodniej prowincji Kamerunu. Wspomina, że kiedy przyjechała do Afryki, muzułmanie wydawali się jej przyjaźni. – Kiedy umarł papież, nie dostałam tyle kondolencji co od nich. Umarła nasza siostra, to subprefekt, muzułmanin, zamknął cały ruch uliczny. Szliśmy w kondukcie za jej ciałem, a muzułmanie tam samo stali, oddawali jej hołd, przychodzili do trumny. Kiedy subprefekt odjeżdżał na północ, powiedział, że dobrze, iż wyjeżdża, bo bardzo się zżył z nami, a gdyby była święta wojna, to musiałby je pierwsze poderżnąć – opowiadała dominikanka.
Muzułmanie „kupują” chrześcijan
To się zaczęło szybko zmieniać. Jakieś 8-10 lat temu siostrze Tadeuszy wpadły w ręce uchwały III kongresu imamów kameruńskich, obradujących w Maroua. Pokazywały one sposoby „pokojowej” islamizacji Kamerunu.
Pierwszy z nich to pojmowanie chrześcijanek za żony. – Jeżeli muzułmanin może mieć legalnie cztery żony, to wskazane jest, by dwie z nich były chrześcijankami. Jeszcze lepiej by było, gdyby jedna z nich była katoliczką, a najlepiej – gdyby jeszcze pochodziła z rodziny zaangażowanej religijnie – opowiadała siostra Tadeusza. Dlaczego? Bo w Afryce religia męża jest religią żony. A zatem chrześcijanka, która wyszła za mąż za muzułmanina, niejako automatycznie staje się muzułmanką. I trudno tym dziewczynom wytłumaczyć, że ze strony przyszłego męża to wcale nie jest miłość, lecz świadome działanie. One cieszą się, że będą żyły na wysokim poziomie, bo muzułmanie to z reguły ludzie zamożni, oraz że nie będą musiały pracować w polu.
- W Europie islam idzie inną drogą – przez ilość dzieci. Wiemy już, że jeżeli będzie tak jak do tej pory, to za 20 lat Francja będzie kalifatem – mówiła dominikanka. – W Kamerunie chrześcijanie i muzułmanie mają podobną liczbę dzieci. A ponieważ chrześcijanie u nas są biedni, to muzułmanie uderzają w ich potrzeby finansowe.
W jaki sposób? Za dziewczynę, jeżeli chce się ją poślubić, płaci się posag, rozumiany jako wynagrodzenie rodzinie przyszłej żony trudu jej wychowania. Biedne rodziny chrześcijańskie bardzo liczą na ten posag. Jaką siłę przebicia ma młody, biedny chrześcijanin, który proponuje zapłatę posagu w ratach, i to jeszcze płatnych co kilka lat, wobec muzułmanina, który płaci całość od razu, i jeszcze coś dorzuci na prezent. – Taka rodzina często nawet się nie zastanawia – opowiadała siostra Tadeusza. – Niedawno zrobiłam awanturę katechiście, czyli prawej ręce proboszcza w danej wspólnocie, który oddał tak swoją córkę muzułmaninowi. Tłumaczył, że ma żonę w szpitalu i że potrzebuje pieniędzy na jej leczenie, i to od razu.
Później muzułmanin, który ożeni się z chrześcijanką, odwiedza rodzinę swojej żony z prezentami dla jej rodziców, ciotki, wujka, proponuje pracę bratu. – W ten sposób islamizują się całe rodziny. Najszybciej w najbiedniejszych prowincjach, na południu i wschodzie – mówiła misjonarka.
Tworzyć chrześcijańskie elity przez edukację
Przyjacielskie odwiedziny rodzin chrześcijańskich przez muzułmanów, wspieranie ich, to również sposób ich islamizacji, który proponują kalifowie. Sugerują, by proponować młodym chrześcijanom, zwłaszcza z rodzin zaangażowanych religijnie, stypendia zagraniczne, dzięki którym mogliby studiować. „Dziwne” jest jedynie to, że te studia można odbyć jedynie w krajach typowo islamskich – Sudanie, Pakistanie, Arabii Saudyjskiej.
- W biednym kraju nie trzeba Boko Haramu (zmilitaryzowana muzułmańska organizacja ekstremistyczna powstała w Nigerii, domagająca się wprowadzenia szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii – przyp. JK), nie trzeba ani jednej maczety, karabinu – stwierdziła siostra Tadeusza. – Wystarczy, że -gdy inni nie mają pieniędzy na naukę – muzułmanie wyślą swoje dzieci na uniwersytety.
Czasami młodzi chrześcijanie nadludzkim wysiłkiem, ucząc się i pracując, dochodzą do matury. Ale na studia trafia tylko garstka. Dlatego misjonarka angażuje się w to, by jak najwięcej młodych chrześcijan trafiało na uniwersytety i by dzięki temu powstały chrześcijańskie elity. – Kamerun ma pięć uniwersytetów państwowych. Mogę wykształcić moich młodych w Kamerunie, nie muszę ich wysyłać do Polski. Tylko trzeba im pomóc. Bo jeśli my im nie pomożemy, to za 30-40 lat, w sposób jak najbardziej pokojowy, muzułmanie przejmą najpierw wszystkie stanowiska społeczne: będą profesorami, lekarzami itd. A później automatycznie przejmą wszystkie stanowiska polityczne, i to w sposób jak najbardziej legalny – stwierdziła siostra Tadeusza. Zwłaszcza, że – jak sugerują kalifowie – nie należy wybierać chrześcijan do władz lokalnych.
Chrześcijanie odchodzą z centrów wiosek
Także dlatego tak ważne jest tworzenie chrześcijańskich elit. To, by wykształceni chrześcijanie zostawali np. burmistrzami swoich miejscowości. – Inaczej za 10 lat ileś wspólnot w tych naszych wioseczkach po prostu zginie – uważa siostra Tadeusza.
A tak może być. Na początku swego pobytu w Kamerunie, gdy misjonarka jechała przez wioski, pozdrawiali się nawzajem z mieszkańcami-chrześcijanami. – Teraz – opowiadała siostra Tadeusza – jadę przez wioski i nie mam kogo pozdrawiać. Moi bracia chrześcijanie pochowali się, odeszli z centrum wioski, posprzedawali najlepsze tereny przy drodze, bo potrzebowali pieniędzy.