Wakacje – czas odpoczynku od Pana Boga? Wręcz przeciwnie
Jaromir Kwiatkowski ●
Aż trudno uwierzyć, ale minęła już ¼ szkolnych wakacji, będących też – dla dorosłych – najczęściej czasem urlopów. Jest to więc sposobna okazja do tego, by zastanowić się, jak powinny wyglądać nasze relacje z Panem Bogiem w miesiącach, w których życie nieco zwalnia, a my mamy więcej wolnego czasu. Czy odpoczynek od nauki i pracy ma być także odpoczynkiem od Pana Boga?
Wiele osób pewnie podchodzi do tego w powyższy sposób. Skoro – myślą - nie obowiązuje mnie wstawanie skoro świt, skoro nie muszę pędzić do pracy i na różne spotkania z zegarkiem w ręku, to może także darować sobie niedzielną Eucharystię, modlitwę rano i wieczorem itd.? Duszpasterze czasami przyznają, że czas wakacji sprzyja „odpoczynkowi od religii”, ogólnemu rozluźnieniu stosunków z Panem Bogiem.
Ja jednak myślę, że to nie jest do końca tak. I przyznaję rację Jerzemu Wolakowi, który na portalu Katolik.pl napisał, że
„odpocząć w wakacje od Pana Boga chcą tylko ci, którzy zanadto się Nim w ciągu całego roku nie zmęczyli”.
To prawda, oni zawsze znajdą wytłumaczenie swojej duchowej bezczynności. Tymczasem ktoś, kto chce zacieśniać relacje z Panem Bogiem, chce to robić nie patrząc na to, czy akurat są wakacje, czy nie.
Co może się zmieniać, to formy naszego obcowania z Bogiem.
„Bóg proponuje odpoczynek, który nie ma nic wspólnego z leniuchowaniem. Zaprasza do podziwiania i świętowania, które nie męczy bezczynnością i po którym nie ma kaca”
– napisał o. Wojciech Żmudziński na portalu Deon.pl. No właśnie. Dlatego opuszczanie niedzielnej Eucharystii i codziennej modlitwy – odpada. Zachowywanie tego to niezbędne wakacyjne minimum. To co ponad to – podejmujmy w warunkach wolności. Przykład: w roku szkolnym starałem się być codziennie rano, przed pracą, na Eucharystii. W wakacje “folguję” sobie o tyle, że nie czuję się zobligowany do codziennej Eucharystii (mogę, dla swojego duchowego dobra, w niej uczestniczyć – ale nie muszę; zazwyczaj wypada to tak, że – poza niedzielą – jestem na Mszy św. przynajmniej dwa razy w tygodniu), jak również - że nie musi to być poranna Eucharystia (mogę wtedy dłużej pospać), ale np. wieczorna.
Dla członków Ruchu Domowy Kościół (kręgi rodzin), do którego z żoną należymy, okres wakacji to czas wielkiej mobilizacji duchowej, zwłaszcza na oazach rodzin, które trwają 15 dni i – nie ukrywajmy – są wielkim wysiłkiem duchowym dla uczestniczących w nich małżeństw (z dziećmi). Zdajmy sobie też sprawę, że dla wielu małżeństw te 15 dni to jedyny urlop w roku. Trzeba wielkiego samozaparcia, ba! po prostu wielkiej wiary, by poświęcić go w całości na oazowe ćwiczenia duchowe.
Niektóre małżeństwa z Domowego Kościoła – i dobrze – zachowują tu podejście zdroworozsądkowe. To znaczy np. wyjeżdżają na rekolekcje krótsze, kilkudniowe, a pozostałą część urlopu wykorzystują na wyjazdy typowo turystyczne. Jest tylko jedno “ale”: na 15-dniowe oazy trzeba jednak kiedyś jeździć, bo tego wymaga formacja w Ruchu. Ale i na to jest sposób: np. w jednym roku – oaza, w następnym – wyjazd turystyczny, i tak na przemian. Albo co roku rekolekcje krótsze, a przynajmniej raz na kilka lat 15-dniowa oaza. Możliwości jest tu sporo.
Sam wyjazd turystyczny z duchowego punktu widzenia też ma wiele zalet. Bardzo lubimy z żoną poznawać nowe miejsca. Tak się jakoś składa, że pierwszeństwo do tego, by je zwiedzić, dajemy kościołom i sanktuariom. Tak więc urlop może być dobrą okazją do takiego właśnie, turystycznego kontaktu ze sferą sacrum. Kontaktu, który również bardzo nas ubogaca.
Pamiętajmy też, że przemierzając np. górski szlak, trudno nie zachwycić się pięknem stworzenia, co sprawia, że myśl zaraz biegnie do jego Stwórcy. Kontemplacja piękna przyrody jest również formą modlitwy. Zwłaszcza modlitwy uwielbienia dla Boga, który stworzył tak wspaniały i piękny świat.
Modlitwy podczas urlopu wcale nie jest w naszym życiu mniej. Wręcz przeciwnie, np. poranną jutrznię, którą – spiesząc się do pracy – odmawiamy czasami, przyznaję, w pewnym pośpiechu, na urlopie możemy wreszcie odmówić tak jak trzeba – powoli i medytacyjnie. W urlopowym czasie więcej jest też w naszym życiu modlitwy różańcowej i innej. Różańce na turystycznym szlaku są dla nas zawsze przedmiotem obowiązkowym. I codziennie są w użyciu.
Urlop to także więcej czasu na lekturę, którego często brakuje w roku pracy. Po powrocie ze zwiedzania z przyjemnością zasiadam wieczorem w fotelu z dobrą książką. Religijną, ale nawet nie musi być religijna – wystarczy, by była dobra i budująca.
„Bóg przemawia również z książek, w końcu sam jest Słowem” (Jerzy Wolak).
Dlatego życzę Wam, drodzy Czytelnicy, by wakacje, urlopy nie były dla Was czasem odpoczynku od Pana Boga, ale wręcz przeciwnie – czasem zbliżania się do Niego, obecnego w przyrodzie, w słowie, wszędzie gdzie się poruszamy. Czasem duchowego „ładowania akumulatorów”, tak potrzebnego w pozawakacyjnej codzienności.
Fot. Tadeusz Poźniak