Synod, synod, wszędzie synod…
Co pewien czas świeckie media “z troską” pochylają się nad Kościołem i poruszają jakiś eklezjalny temat. Ostatnio na fali jest “synod o rodzinie”. Na szczęście nie mam TV, po radio i gazety rzadko sięgam, a w internecie mogę czytać to, co mnie interesuje. Ale gdy na facebooku widzę całą stronę udostępnianych artykułów nt. synodu, to frustracja zaczyna rosnąć…
Postępowi “katolicy” nakręcają się synodem, licząc, że wreszcie zostanie odrzucona nauka Pana Jezusa, natomiast normalni katolicy nakręcają się synodem, zastanawiając się, czy efektem prac będą katolickie wnioski czy wręcz przeciwnie. Jedni i drugi marnują czas… Dlaczego? Odpowiedź, która wiele wyjaśnia, pojawiła się niespodziewanie w brewiarzowej Godzinie Czytań. W poprzedni piątek, otwierając brewiarz zastanawiałem się, czy liturgia znowu nie uraczy mnie fragmentem Konstytucji Dogmatycznej o Kościele w świecie współczesnym, ale zostałem pozytywnie zaskoczony, gdyż II czytaniem był fragment z “Pisma napominającego” św. Wincentego z Lerynu. Warto przytoczyć go w całości:
Czy może się dokonywać jakiś rozwój religii w Kościele Chrystusowym? Oczywiście, że może, i to bardzo wielki.
Któż zresztą byłby tak nieprzyjazny ludziom i tak wrogi Bogu, aby chciał temu przeszkodzić? Byleby tylko był to rzeczywisty rozwój wiary, a nie zmiana. Rozwój odbywa się wówczas, gdy się coś powiększa, nie przestając być sobą; zmiana natomiast, gdy jedna rzecz przeobraża się w drugą.
Jest przeto rzeczą konieczną, aby z biegiem czasu w każdym i we wszystkich, w pojedynczym wiernym, jak i w całej wspólnocie Kościoła obficie rosło i rozwijało się rozumienie, wiedza, mądrość, jednakże z zachowaniem właściwego sobie rodzaju, z zachowaniem tego samego dogmatu, tego samego znaczenia i tej samej treści.
Jakkolwiek członki niemowlęcia są małe, ludzi dorosłych zaś duże, to jednak są to zawsze te same członki. Ile ich jest u dzieci, tyle samo u ludzi dorosłych, a jeśli niektóre pojawiają się dopiero w wieku bardziej dojrzałym, to jednak i one znajdują się już wcześniej w zalążku. I tak nic się nie pojawia u starca, czego wcześniej nie było u dziecka.
Toteż niewątpliwie jest właściwą i słuszną zasadą postępu, należytą i przedziwną regułą rozwoju, aby późniejszy wiek w bogatych kształtach ujawnił to wszystko, co mądrość Stwórcy umieściła już na samym początku.
Gdyby zaś człowiek z biegiem czasu przyjął kształt odmienny od ludzkiego, gdyby zmniejszyła się lub powiększyła liczba członków, wówczas musiałoby całe ciało zginąć, stać się ułomnym, a w każdym razie ulec osłabieniu. Także i dogmat wiary powinien podlegać prawu rozwoju, tak aby w miarę upływu lat doznawał umocnienia, rozszerzał się z czasem i pogłębiał z wiekiem.
Nasi przodkowie zasiali niegdyś pole Kościoła pszenicą wiary. Byłoby czymś niegodnym i nieodpowiednim, gdybyśmy, ich potomkowie, zbierali teraz kąkol błędów zamiast ziarna prawdy. Przeciwnie, jest rzeczą właściwą i oczywistą, aby początek nie sprzeciwiał się końcowi, abyśmy po wyrośnięciu ziarna nauki zebrali owoc dogmatu. A skoro z biegiem czasu pierwotne ziarna wyrosły, trzeba je pielęgnować z radością.
Zadaniem Kościoła, papieża i biskupów jest przechowywać naukę Chrystusową. Papież z natury swojej funkcji jest konserwatywny, bo ma zachowywać i przekazywać to, co otrzymał od Zbawiciela. Dlatego może (i powinien) pogłębiać zrozumienie wiary katolickiej, ale nie może jej zmieniać. Stąd wynika mój spokój w sprawie synodu. Będziemy się cieszyć i studiować wnioski synodu, jeśli potwierdzi on naukę Chrystusa o małżeństwie, przypomni o jej świętości, nierozerwalności i wskaże, jak wielką tragedią, a także złem jest grzech rozwodu. Synod stanie się wtedy odważnym głosem we współczesnym świecie. A co, gdyby spełniły się chore marzenia postępowców? Nic. Kościół nie może zmienić nauki Chrystusa, więc postanowienia i tak byłyby nieważne. Nieudany “synod” spadłby w otchłań historii, razem z prywatnymi, błędnymi opiniami paru biskupów (nieważne, czy noszących fioletowe, czerwone czy białe sutanny). Złamanie nierozerwalności małżeńskiej i wejście w nowy “związek” zawsze będzie grzechem (tu Pan Jezus mówił jasno), a Komunia Święta przyjęta w grzechu zawsze będzie świętokradcza, i nieważne, ile podpisów pod przeciwnym rozporządzeniem/dekretem/petycją by się znalazło.
Zamiast starać się zalegalizować zło, warto zająć się własnym poznawaniem teologii rodziny (Kościół wydał dużo mądrych dokumentów na ten temat) i przypominaniem innym, na czym polega katolicka wizja małżeństwa. Wizja trudna i wymagająca, ale wszystko co piękne i dobre wymaga poświęcenia i trudu.
O autorze: święcenia kapłańskie przyjął 1 czerwca 2013 r. Pochodzi z Lublina. Obecnie jest wikariuszem w parafii pw. św. Teodora w Wojciechowie.
Fot. główne: Synod obraduje pod przewodnictwem papieża Franciszka.