Pierwsza Komunia. W przygotowaniu dzieci rodzice nie mogą wyręczać się katechetami
Justyna Mach ●
Przez ostatnie dwa lata maj w naszej rodzinie był czasem bardzo szczególnym. W ubiegłym roku syn, a w tym córka przystępowali po raz pierwszy do dwóch sakramentów: pokuty i Eucharystii.
Postanowiliśmy z mężem, że w ramach przygotowania do tych ważnych uroczystości będziemy całą rodziną uczestniczyć w Mszach św. z okazji pierwszych piątków miesiąca, a my – rodzice – będziemy przyjmować Jezusa w Komunii. Często też modliliśmy się w tej intencji. Wiedzieliśmy, że na lekcjach religii dzieci z całą klasą przygotowują się do przyjęcia nowych sakramentów. Katecheta rozdał wszystkim wykaz zagadnień z małego katechizmu, które należało opanować i zdać. Tutaj zaczynała się rola rodziców, którzy musieli dopilnować, by ich pociechy nauczyły się wszystkich zadanych przykazań, modlitw, itd. W przypadku naszych dzieci nie było to jakimś szczególnym obciążeniem, ponieważ już wcześniej uczyliśmy ich ważnych prawd związanych z naszą wiarą. Katecheza domowa jest u nas obecna od dawna. Razem się modlimy, czytamy wspólnie Pismo św. i staramy się tłumaczyć dzieciom, w Kogo i dlaczego wierzymy. Świadomość odpowiedzialności, jaką jako rodzice ponosimy przed Bogiem za wychowanie dzieci, była dodatkową motywacją do przeprowadzenie wielu rozmów na temat istoty Eucharystii oraz sakramentu pokuty.
W moim domu, mama kupiła dla mnie i mojego rodzeństwa książki: „Rok wielkiej przygody” ks. Olgierda Nassalskiego MIC i „Marysie z II klasy” Zofii Jasnoty. Pamiętam do dziś, jak bardzo przeżywałam razem z głównymi bohaterami różne historie, które miały miejsce w czasie ich przygotowania do I Komunii. Na szczęście książki nie zginęły i również ja mogłam moim dzieciom czytać te opowiadania. Stały się one okazją do wyjaśnienia wielu pojawiających się pytań i wątpliwości. Ani religia w szkole, ani comiesięczna wspólna, niedzielna Eucharystia z rodzicami i dziećmi z klasy, a po niej odbywające się spotkania formacyjno-organizacyjne, nie zwolniły nas z konieczności osobistego przygotowania pociech do jednych z największych uroczystości w ich i naszym życiu. Nie wynikało to z braku zaufania wobec katechety, ale z potrzeby wywiązania się z podstawowego – według nas – obowiązku, a mianowicie rozwijania życia duchowego u powierzonych nam dzieci. Wiem, że dla wielu takie podejście do własnych pociech jest co najmniej dziwne, ale my, ogromnie kochając nasze dzieci, naprawdę mamy świadomość, że bardziej niż do nas należą do Boga.
Uczestniczenie w przygotowaniach i uroczystości I Komunii w grupie było okazją do zobaczenia różnych sposobów przeżywania tego czasu przez inne osoby. Często takie obserwacje budowały na duchu, ale czasem były powodem zakłopotania i rozczarowania. Nie wnikając w jakąś głębszą analizę tego co i kiedy się stało, uważam, że nie wszyscy, zarówno dzieci, jak i rodzice, we właściwy sposób podeszli zarówno do przygotowania, jak i udziału w obu sakramentach. Mam też wrażenie, że wielu spośród nich uważało, że właśnie takie podejście jest dobre. W takich sytuacjach ważną rolę odgrywał ksiądz, który niejako z urzędu miał możliwość zwrócenia uwagi, podpowiedzenia czegoś czy sprzeciwienia się temu, co było niewłaściwe.
Dla mnie ogromnym przeżyciem była pierwsza spowiedź dzieci. W momencie, gdy klęczały przy konfesjonale, my modliliśmy się przed Najświętszym Sakramentem, powierzając je Jezusowi przez wstawiennictwo Maryi. Każde dziecko jest inne i we właściwy sobie sposób przeżywa różne życiowe sytuacje. Zaskoczyły mnie reakcje moich pociech przy tym sakramencie; jedno nie mogło przez długi czas wyjść z ławki i było bardzo roztrzęsione, a drugie rozglądnęło się tylko po kościele i podeszło do spowiednika. W obu jednak przypadkach widziałam wielką radość w ich oczach po odejściu od konfesjonału. Potem razem odprawiliśmy pokutę i dziękowaliśmy za dar tego sakramentu.
Dzień I Komunii był radosny. Chociaż przyjęcie odbywało się w domu, staraliśmy się, żeby niedzielne przedpołudnie było w miarę spokojne. Dzieci w białych strojach czuły się wyjątkowo. Obecność innych, odświętnie ubranych dzieci oraz ich rodzin, wprowadziła wyjątkowy nastrój i atmosferę. Można było odczuć, że stanie się coś wyjątkowego. W skupieniu i z powagą drugoklasiści uczestniczyli w Eucharystii, w czasie której po raz pierwszy przyjęli Jezusa w Komunii do swoich serc. W mojej pamięci zapisał się obraz dzieci w białych szatach, uśmiechniętych, zamyślonych i radosnych.
Na przyjęciu główne miejsce przy stole należało w tym dniu do pierwszokomunijnego dziecka. Zarówno to, jak też składane życzenia i prezenty podkreśliły tylko rangę całego wydarzenia. Cieszyliśmy się patrząc, w jaki sposób nasze dzieci przeżywały ten szczególny czas. To były naprawdę piękne chwile w życiu naszej rodziny.
——————-
Justyna Mach – żona Artura, mama trójki dzieci, pedagog w Przedszkolu św. Józefa w Rzeszowie, członek Ruchu Światło-Życie.
Fotografia główna ze strony korczyna.przemyska.pl