Mary Wagner: Warto cierpieć nawet dla jednego uratowanego dziecka
Tekst Jaromir Kwiatkowski, zdjęcia Renata i Jaromir Kwiatkowscy ●
Mary Wagner, kanadyjska działaczka pro-life, przywołuje słowa Matki Teresy z Kalkuty, która powiedziała, że nie widzi przed sobą tłumu, tylko indywidualne osoby, a w każdej z nich stara się dostrzec oblicze Chrystusa. Dlatego ma satysfakcję, bo wie, że w momencie aresztowania podchodziła z miłością do tych kobiet, które starała się odwieść od dokonania aborcji.
Spotkanie z Mary Wagner odbyło się we wtorek w Domu Diecezjalnym „Tabor” w Rzeszowie (dawne seminarium duchowne), w ramach „Katechez audiowizualnych”, które od jesieni br. przeniosły się z bazyliki oo. Bernardynów właśnie do „Taboru”. Duża aula dosłownie „trzeszczała w szwach”.
Aresztowana w Uroczystość Wniebowzięcia
O Mary Wagner stało się głośno, kiedy w 2012 r. trafiła do więzienia za naruszenie strefy ochronnej jednej z 7 klinik aborcyjnych w Toronto. To naruszenie polegało na tym, że weszła na teren tej kliniki, modliła się na różańcu, wręczała kobietom oczekującym na aborcję białe róże – symbol wartości życia oraz ulotki pokazujące, co się dzieje podczas aborcji, informujące o miejscach, gdzie kobiety mogą szukać wsparcia psychologicznego i materialnego, ale również o tzw. syndromie postaborcyjnym. Najpierw pracownicy kliniki usunęli Mary Wagner z poczekalni na korytarz, po czym wezwali policję.
- Postawiono mi zarzut, że złamałam poprzedni nakaz sądowy, który zabraniał mi zbliżania się na odległość mniejszą niż 200 m do jakiegokolwiek miejsca, gdzie dokonywane są aborcje na terenie całej Kanady – opowiadała Kanadyjka. – Ze względu na to, że znalazłam się na terenie prywatnego biznesu, oskarżono mnie również, że przeszkadzam w normalnym funkcjonowaniu tego podmiotu gospodarczego. Po aresztowaniu od razu przewieziono mnie do więzienia. Kilkakrotnie sędzia dawał mi możliwość wcześniejszego zwolnienia, lecz za każdym razem nie chciałam przyjąć takiej propozycji na ich warunkach.
Znamienne jest to, że Mary Wagner aresztowano 15 sierpnia 2012 r., a więc w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Niestety, w tym dniu w wyniku aborcji zabito w tej klinice ok. 30 dzieci.
Proces sądowy był daleki od obiektywizmu: nie przydzielono Mary Wagner obrońcy z urzędu (w sprawę zaangażował się później po jej stronie pewien katolicki prawnik), nie dopuszczono do zeznań biegłych. Kanadyjka do dziś nie wie, dlaczego. Wyszła na wolność po 22 miesiącach, w czerwcu br.
W Kanadzie dziecko poczęte nie jest podmiotem prawa
Mary Wagner mówiła także o sytuacji prawnej dzieci poczętych w Kanadzie. Stwierdziła, że przed 1969 r. aborcja była tam traktowana jako zwykłe zabójstwo. W tym właśnie roku rząd kanadyjski dopuścił aborcję pod pewnymi warunkami. W 1988 r. Sąd Najwyższy Kanady zniósł wszelkie ograniczenia z kodeksu karnego i od tamtego czasu aborcja jest w każdej sytuacji nie tyle legalna, co nie jest nielegalna. W tym sensie, że prawo kanadyjskie w ogóle nie zabiera głosu na temat dziecka w łonie matki, przyjmując wykładnię, że człowiek jest człowiekiem dopiero wtedy, gdy się urodzi. Na temat dziecka poczętego prawo nie mówi nic, wobec czego nie jest ono podmiotem prawa, nie ma żadnej ochrony prawnej. – Co roku zabija się w Kanadzie ok. 100 tys. dzieci poczętych, nie licząc dzieci zabijanych przez antykoncepcję. I to wszystko się dzieje w populacji, która liczy 33 mln osób – stwierdziła Mary Wagner.
Kanadyjka mówiła także o presji, jaką liberalne media wywierają na polityków, którzy – nawet gdy są przeciwni aborcji – nie chcą się ze swoimi poglądami wychylać. Presji podlegają także lekarze, nie mówiąc o studentach medycyny, którym grozi się, że jeżeli wykluczają udział w zabiegach aborcyjnych, nie będą dopuszczeni do wykonywania zawodu. Przypomniała, że lekarze w Ameryce zorganizowali kilkadziesiąt lat temu zmasowaną kampanię na rzecz zalegalizowania aborcji, tłumacząc, że w przeciwnym razie wiele kobiet umrze podczas nielegalnych zabiegów. Nieżyjący już dr Bernard Nathanson, najpierw jeden z pionierów ruchu aborcyjnego, a później jeden z najbardziej znanych obrońców życia poczętego na świecie, przyznał po latach, że – w celach propagandowych – podawano znacznie zawyżoną liczbę kobiet umierających w wyniku niebezpiecznych aborcji.
Boże przykazania ważniejsze od niesprawiedliwego prawa
A ponieważ akcja rodzi reakcję, w USA i Kanadzie powstał ruch społeczny przeciwko aborcji, nazwany później Operation Rescue (Operacja Ratunek). Mary Wagner opowiadała o jego początkach. Jedną z pionierek ruchu pro-life była Joan Andrews Bell. Ta działalność polegała na tym, że grupy wolontariuszy związanych z Operacją Ratunek blokowały wejścia do klinik aborcyjnych, aby kobiety chcące dokonać aborcji nie mogły wejść na ich teren. Doprowadzono do tego, że kilkanaście tych klinik udało się zamknąć. – Była nawet taka historia, że jeden z komendantów policji również uczestniczył w blokowaniu tych klinik i policjanci z jego własnego komisariatu przyszli, aby go aresztować – opowiadała Mary Wagner.
Bardzo szybko zaczęły się represje wobec działaczy pro-life: wielu z nich spędziło kilka dni, miesięcy, a nawet lat w więzieniach. Sama Joan Andrews Bell była aresztowana ponad 200 razy. – Po pewnym czasie władze doszły do wniosku, że lepszą metodą będzie stosowanie wobec działaczy pro-life tych przepisów prawa, które oryginalnie były skierowane przeciw zorganizowanej przestępczości w USA – opowiadała Mary Wagner. – Według tego prawa, jeżeli ktoś był aresztowany trzy razy z tego samego powodu, za czwartym razem mógł trafić do więzienia na dożywocie. To całkowicie spacyfikowało Operację Ratunek.
Skąd w Kanadzie wzięły się strefy ochronne wokół klinik aborcyjnych, których nie wolno było przekraczać działaczom pro-life? – Wprowadzono je w końcu lat 80. – mówiła Kanadyjka. – Ci działacze pro-life, którzy nie mogli się zbliżać na określony dystans, a tym bardziej wchodzić do klinik aborcyjnych, starali się dobrym słowem, dobrą radą, ulotkami przekonać kobiety, które zbliżały się do tego miejsca, aby zmieniły swoją decyzję. Wiemy o tym, że takie doradztwo pro-life pomogło wielu kobietom w uratowaniu ich dzieci.
Ale w latach 90. wiele osób przekraczało te strefy ochronne i trafiało do aresztu. – Wszystkie osoby, które były aresztowane z tego powodu – poza jedną – obiecały, że już będą przestrzegały prawa – przypomniała Mary Wagner.
Tym wyjątkiem była Linda Gibbons, która spędziła 10 z ostatnich 20 lat w więzieniu za to, że doradzała matkom, które udawały się do klinik aborcyjnych, aby swoich dzieci nie zabijały. -Linda powtarza, że niesprawiedliwe prawo nie może jej powstrzymać od tego, by wypełnić Boże przykazania i że będzie kontynuowała to co dotychczas robiła. Znów przebywa w więzieniu. Jest dla mnie wielką inspiracją, z jej powodu 5 lat temu przeniosłam się do Toronto, aby z nią działać. Ona bardzo wyraźnie widzi to, że każde dziecko jest święte, warte naszego walecznego wysiłku.
Nie zabijajcie dzieci, przekażcie je nam!
Odpowiadając na pytanie, czy kobiety, które dopuszczają się aborcji, mają świadomość, że narażają działaczki pro-life na wieloletnie więzienia, Mary Wagner odpowiedziała, że gdy żadna inna argumentacja nie dociera do tych kobiet, stara się im powiedzieć, że cierpi za ich dzieci i że przebywała wielokrotnie w więzieniu. Ale zazwyczaj i ta argumentacja do nich nie dociera.
Inne pytanie z sali dotyczyło kwestii, czy potrafi określić, ile dzieci udało się uratować dzięki jej działalności. Mary Wagner mówiła o 3-4 przypadkach, o których wie na pewno, że kobiety wyszły z kliniki i nie chciały zabić swoich dzieci. – Natomiast nawet dla uratowania jednego życia warto by było oddać własne życie, poświęcić się i cierpieć – podkreśliła.
Opowiedziała historię o więźniarce, która siedziała w tej samej części więzienia, co ona. Młoda kobieta była w ciąży i bardzo poważnie rozważała aborcję, bo nie była w związku małżeńskim i nie chciała tego dziecka wychowywać sama. Mary Wagner opowiadała, że ruszyły modlitwy i posty w jej intencji, udało się też skontaktować tę kobietę z doradcami na zewnątrz więzienia. – Po jakimś czasie została przeniesiona do innej części więzienia i straciłyśmy z nią kontakt – opowiadała Kanadyjka. – Ale 5 miesięcy później znów się pojawiła i powiedziała, że jest gotowa urodzić to dziecko. Odwiedziła mnie w więzieniu z synkiem 8 września ub.r., w dzień urodzin Najświętszej Maryi Panny. W Dzień Matki tego roku obchodził pierwsze urodziny. Co ciekawe, z informacji jeszcze z więzienia wynikało, że nie miała żadnej formacji religijnej, ale kiedy mnie odwiedziła, powiedziała, że wzięła małego Aleksandra po raz pierwszy do kościoła.
Inna historia: – Pewna moja przyjaciółka napisała do mnie ze wspólnoty franciszkańskiej w Minnesocie, że ta wspólnota angażuje się m.in. w modlitwy przed klinikami aborcyjnymi i stara się dotrzeć do rodziców dzieci przeznaczonych na śmierć – opowiadała Mary Wagner. – Pewnego razu jeden z braci zauważył młodą kobietę i młodego mężczyznę, którzy zbliżali się do drzwi kliniki aborcyjnej. Cytując Matkę Teresę z Kalkuty zawołał: „Proszę, nie zabijajcie tego dziecka. Jeżeli nie chcecie go przyjąć, to możecie nam przekazać”. Rodzice podeszli i spytali: „Ale mówisz serio? Naprawdę byś to zrobił?”. Zakonnik odpowiedział, że tak. Okazało się, że w łonie matki są bliźniaki. Gdy rodzice się o tym dowiedzieli, stwierdzili, że nie oddadzą tych dzieci, tylko je zatrzymają.
Działacze pro-life w Polsce przed sądem
Przykład Mary Wagner świadczy o tym, że sprawa obrony najbardziej bezbronnych – dzieci poczętych – jest warta tego, by dla niej cierpieć prześladowania. W Polsce wydaje się, że brzmi to abstrakcyjnie, ale nie jest tak do końca. Świadczy o tym proces, jaki rzeszowski szpital Pro-Familia, który dokonał od grudnia ub.r. kilku aborcji, wytoczył działaczom Fundacji PRO – Prawo do Życia za to, że zorganizowali pikiety przed szpitalem i w innych uczęszczanych miejscach w Rzeszowie, z hasłami, że w Pro-Familii zabija się dzieci. Przedstawiciel fundacji na Podkarpacie, Jacek Kotula, był głównym organizatorem dwutygodniowego pobytu Mary Wagner w Polsce i serii spotkań, które odbyła w tym czasie. Kotula powtarza, że jeżeli obrońcy życia w Polsce będą siedzieć cicho, to zaczną ich zamykać tak jak działaczy pro-life na Zachodzie.