Urszula Mela, mama Janka: Trudne doświadczenia są darem od Pana Boga

4 grudnia 2013 19:48Komentowanie nie jest możliweViews: 4486

Jaromir Kwiatkowski ●

urszula mela- To, co bardzo chciałabym wam powiedzieć, to to, co jest doświadczeniem życia mojego i mojej rodziny: że Pan Bóg kocha każdego człowieka. Może się mną wzruszać i być do szaleństwa we mnie zakochany – mówiła we wtorkowy wieczór, w bazylice oo. Bernardynów w Rzeszowie, Urszula Mela, mama Janka, niepełnosprawnego zdobywcy obu biegunów. Podzieliła się świadectwem obecności Pana Boga w swoim życiu podczas kolejnej „Katechezy audiowizualnej”.

Pani Urszula wychowała się w rodzinie ateistycznej, przyjęła chrzest w wieku 22 lat. – Nie potrafię wskazać momentu, w którym Pan Bóg do mnie przyszedł. Patrząc z perspektywy czasu myślę, że przychodził do mnie we wszystkich ludziach. Również w moich rodzicach, z którymi na szczęście udało mi się pojednać – mówiła. Wspomniała, że tato, mimo iż deklarował się jako ateista,  przed swoim ślubem przyjął sakramenty Chrztu i Komunii św., w związku z czym mógł mieć katolicki pogrzeb. Zapamiętała z niego słowa kapłana, że nie wolno nam osądzać innych ludzi. Jej wiara była wtedy bardzo intelektualna, ale gdy przychodziły emocje, doświadczenia, to się okazało, że intelekt nie wystarcza.

Spalony dom, śmierć Piotrusia, wypadek Janka

A trudnych doświadczeń Pan Bóg jej nie szczędził. Najpierw, zimą 1997 r., od zepsutej „farelki” spalił się ich dom. Pani Urszula poszła wtedy usypiać dziecko. Przysnęła, a gdy się ocknęła, dom już stał w płomieniach. – Poprzez to doświadczenie dowiedziałam się, że to nie jest nic strasznego. Myślę, że Pan Bóg uczynił mi to, by zabrać mój bardzo wielki lęk, że muszę zabezpieczyć swoje życie, muszę mieć zawsze odłożone pieniądze, miejsce, z którego mnie nikt nie wyrzuci, muszę mieć w co się ubrać, muszę mieć zabezpieczone jedzenie dla dzieci – wspominała. Rzeczywiście, okazało się, że nawet tak trudne doświadczenie można przeżyć: szybko znalazł się zastępczy dom, a ludzie pospieszyli z hojną pomocą.

Zaledwie pół roku później przyszło jej zmierzyć się z kolejnym ciężkim doświadczeniem: śmiercią 7-letniego syna Piotrusia, który się utopił. Urszula Mela opowiadała w Rzeszowie, że przeczytała kiedyś historię matki, która również straciła dziecko. Ktoś ją zapytał, co by wybrała: nigdy tego dziecka nie mieć i nie cierpieć, czy dostać go np. – tak jak w jej przypadku – na siedem lat, ze świadomością, że jego odejście będzie bardzo bolało. – To pytanie zmieniło moją perspektywę – podkreśliła mama Janka Meli. – Wybór był oczywisty. Pan Bóg pozwolił mi nie tylko zobaczyć, że Piotruś był dla mnie darem na te 7 lat, ale jeszcze wraz z Piotrusiem oddał mi życie wieczne. Nie trzeba za niego dawać na msze, ale można go prosić, żeby się za nas modlił. Dla mnie życie wieczne stało się przez to czymś konkretnym. Wiem, że Piotruś żyje. A ja nauczyłam się mówić, że mam czworo dzieci: troje żyjących i jedno w niebie.

W 2002 r. przyszło kolejne trudne doświadczenie. 13-letni syn Janek, chcąc chronić się przed deszczem, wszedł do niezabezpieczonej stacji transformatorowej. Przez jego ciało przepłynął prąd o napięciu 15 tys. volt. Stracił lewą nogę i prawe przedramię. Pani Urszula była wtedy na obozie na drugim końcu Polski. Pamięta, że gdy przyjechała do szpitala, syn przywitał ją uśmiechnięty: „Mamo, zobacz, jak Pan Bóg musiał się postarać, żeby mnie stamtąd wyciągnąć”.

Przez dwa tygodnie nie było wiadomo, co będzie z Jankiem. Któregoś dnia zapytał: „Mamo, czy ja będę żył?”. – Pomyślałam, że przecież nie mogę go okłamywać. Odpowiedziałam więc: „Nie wiem”. Te słowa wynikały z zupełnej bezradności – opowiadała Urszula Mela. Przez te dwa tygodnie spędzone przy łóżku Janka rozmawiała z nim o wszystkim: o życiu, śmierci, Panu Bogu, wierze. – Te rozmowy były tak ważne dla naszych relacji, że żadne trudne rzeczy, które działy się w naszym życiu, nie zniszczyły tego.

A Janek dostał drugie życie. Nie tylko zdobył – wraz z polarnikiem Markiem Kamińskim – oba bieguny, ale stał się inspiracją dla podobnych sobie, że niepełnosprawność nie musi oznaczać rezygnacji z normalnego życia. Założył też fundację, która pomaga niepełnosprawnym w zakupie dobrej jakości protez.

Złożyć swój los w ręce Boga

- Przez te różne wydarzenia Pan Bóg mi pokazał, że nie mogę zapewnić bezpieczeństwa sobie i dzieciom – stwierdziła Urszula Mela. Te wydarzenia, jej zdaniem, pokazały także, iż trzeba złożyć swój los w ręce Pana Boga, a On go uniesie, ale nie tak, że będzie się ono toczyć bez problemów.  - Wszyscy ludzie, z którymi ciekawie się rozmawia, mają za sobą trudne doświadczenia – stwierdziła Urszula Mela. – Skąd byśmy wiedzieli cokolwiek o sobie, gdyby nie te doświadczenia?

Od 10 lat dojrzewa w wierze na Drodze neokatechumenalnej. I widzi,  że każde z tych doświadczeń, które zesłał na nią Pan Bóg, okazało się dla niej ogromnym darem

 

Fot. Piotr Szobak

Poleć innym!

  • Facebook
  • Twitter
  • Delicious
  • LinkedIn
  • StumbleUpon
  • Add to favorites
  • Email
  • RSS

Dyskusja

Tagi:
Email
Print
WP Socializer Aakash Web