Chrystus tak, Kościół nie?
Jaromir Kwiatkowski ▼
W dzisiejszej Ewangelii Łukaszowej Chrystus mówi: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wprowadzają je w czyn” (Łk 8, 21). Autor jednego z komentarzy do tej Ewangelii przytacza słowa św. Cypriana: „Nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za Matkę”. Poszedłbym jeszcze dalej: nie może mieć Boga za Ojca i Chrystusa za Brata, kto nie ma Kościoła za Matkę.
Wydawać by się mogło, że postawa „Boga mam za Ojca, ale Kościoła za Matkę już nie” jest bardziej rozpowszechniona na zlaicyzowanym Zachodzie niż w Polsce. Jednak ta postawa dotarła i do nas. „Kiedy mam ochotę porozmawiać z Panem Bogiem, wchodzę do kościoła i to robię – bez pośredników. Niepotrzebne mi są do tego takie zgromadzenia jak niedzielna msza” – usłyszałem swego czasu od swojej znajomej. Można by wzruszyć ramionami i skomentować „pomieszanie z poplątaniem”, ale tak zarysowana postawa warta jest głębszego namysłu.
Ludzie przyjmują często postawę „Chrystus tak, Kościół nie” dlatego, że mają problem z Kościołem. Inaczej: mają fałszywy obraz Kościoła. Uważają, że powinien to być „święty Kościół świętych ludzi”. Zgorszenie będące udziałem ludzi Kościoła jest dla Jego krytyków bardziej pretekstem do dezercji niż bodźcem do podjęcia naprawy.
A przecież, owszem, Kościół wydał całe zastępy świętych, ale w swej masie jest „świętym Kościołem grzesznych ludzi”. Świętym – bo jest w nim obecny Chrystus, grzesznym – bo taka jest ludzka natura, skażona grzechem pierworodnym.
„Tylko osobę pyszną brzydzi grzech innych” – zwykł powtarzać mój znajomy, mądry kapłan. Kościół jest taki jaki jest, bo takiego właśnie Kościoła chciał Chrystus. Gdyby była jakaś inna, lepsza recepta na Kościół, to by ją Chrystus na pewno zastosował. „Chrystus, zakładając Kościół, wybrał takich 12 apostołów, jakich wybrał, a mógł przecież wybrać dużo lepszych, mądrzejszych” – zwraca uwagę siostra Małgorzata Chmielewska w wywiadzie, który wiosną br. przeprowadziłem z nią dla dwumiesięcznika „La Salette Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej”. No no tak, jeden apostoł wydał swego Mistrza, drugi się go trzykrotnie zaparł, prawie wszyscy – gdy pojmano Jezusa – pouciekali. Wcześniej, gdy jeszcze z nimi chodził, pokłócili się o to, kto będzie ważniejszy w doczesnej perspektywie politycznej. Kiepski bilans. A jednak na nich Chrystus zbudował Kościół, którego „bramy piekielne nie przemogą”. Po ludzku byłoby to niemożliwe, by na kimś takim jak apostołowie zbudować coś trwałego. Na szczęście, w Kościele obecny jest także Chrystus – Jego Słowo i Jego Ciało.
Gdy myślę o Kościele, cisną mi się różne odniesienia: Kościół jako Matka – nie mamy przecież wątpliwości, że matkę trzeba kochać, choć z reguły nie jest ideałem; Kościół jako statek – którym płyniemy do Domu Ojca. I nawet jeżeli czasami przypomina bardziej szalupę ratunkową niż wielki, nowoczesny statek – to przecież ta szalupa nie tonie i wierzymy, że nie zatonie, tylko poprowadzi szczęśliwie do celu tych, którzy w niej płyną.
Kościół jest depozytariuszem wiary, a więc jest powołany do strzeżenia całego depozytu wiary, który zostawił nam Bóg. Zadanie to Chrystus zostawił apostołom i ich następcom. Nade wszystko jednak jest miejscem zbawienia – dlatego właśnie Chrystus wyposażył Kościół w „instrumenty zbawienia”: możliwość sprawowania sakramentów, słowo Boże, przepowiadanie tego słowa itd. To wielka obfitość, z której – rezygnując z Kościoła – rezygnujemy.
Do rozmowy z Bogiem nie potrzeba pośredników. Ale już przy korzystaniu z sakramentów obejść się bez nich nie możemy – bo tak chciał Chrystus. Może ktoś chce iść do Boga, nie korzystając z tego bogactwa, ale jest to jak wspinanie się na Mount Everest bez raków, czekana i odzieży puchowej. Teoretycznie można, w praktyce – pewna śmierć.
Przywołany na wstępie św. Cyprian podkreślał, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Jest to głęboka prawda, której intencją nie jest ani udowadnianie, że formalna przynależność do Kościoła jest gwarancją zbawienia, ani wykluczanie kogokolwiek ze zbawienia, bo ostatecznie to Bóg zbawia. Chcę jedynie powiedzieć, że Kościół jest wszędzie tam, gdzie dokonuje się zbawienie i pomaga swoim członkom je osiągnąć – inaczej zaprzeczyłby swojej misji.
Bądźmy więc dumni ze swej przynależności do Kościoła. Korzystajmy z tej obfitości Bożych darów, jaką w Nim otrzymujemy.