Wspomnienie św. Jana Marii Vianneya
„Chcę abyście byli mądrzy wobec dobra, a na zło odporni. A Bóg pokoju szybko zetrze szatana pod waszymi nogami” (Rz 16, 19-20). Św. Jan Maria Vianney (1786-1859), którego wspomnienie liturgiczne obchodzimy 4 sierpnia, musiał stoczyć niejedną walkę z szatanem, który widział w nim wielkie zagrożenie. Święty wiedział, że „diabeł kusi przede wszystkim piękne dusze”.
Proboszcz przybył do Ars i zastał mieścinę jak każdą inną. Ludzie pracowali, bawili się i grzeszyli, jak to zwykle bywa. Jan Maria chciał przemienić to miejsce i zaczął od uświęcania samego siebie. Był wdzięczny za dar kapłaństwa, na który musiał nieco dłużej niż normalnie czekać. Na studiach miał problem z łaciną, co spowodowało znaczne opóźnienie przyjęcia święceń. Przełożeni w trakcie nauki sugerowali mu nawet całkowitą rezygnację z kapłaństwa.
Jan Maria dorastał w czasach Rewolucji Francuskiej. Pierwszą Komunię przyjął potajemnie w szopie. Przez całe życie kochał Eucharystię i powtarzał, że „błogosławione są czyste dusze, które mają szczęście jednoczyć się z Jezusem przez Komunię”. Cenił wiarę i traktował ją jak największy skarb, a powołanie do kapłaństwa było dla niego wielkim wyróżnieniem. I szczęśliwie dopiął swego, z Bożą pomocą.
Mawiał, że „kapłaństwo to umiłowanie Serca Jezusowego”.
Na początku jego kazania nie zachwycały, więc kapłan został wysłany do Ars, gdzie mieszkało 270 osób – ludzie biedni i niereligijni. Na niedzielną Mszę przychodziło kilka osób. Vianney nie zniechęcał się, bo chciał przywrócić pierwotną harmonię pomiędzy niebem a ziemią. Mawiał, że „człowiek został stworzony dla nieba, ale szatan złamał drabinę, która tam prowadziła”. Kapłan postanowił tę drabinę naprawić. Ascetyczne życie proboszcza, codzienne umartwienia, spanie na podłodze i żywienie się byle czym sprawiło, że ludzie pokochali Vianneya. Ci, którzy spowiadali się u niego, mówili o jego wielkich darach: czytania w ich sumieniach i przepowiadania przyszłości. Proboszcz spędzał w konfesjonale 13-17 godzin dziennie. W ciągu 40 lat swego posługiwania wysłuchał około miliona spowiedzi. Ludzie przyjeżdżali do niego z całej Francji.
Prosty Jan Maria Vianney pokazał, jak powinno wyglądać kapłaństwo. Miał świadomość, że „kiedy chce się zniszczyć religię, zaczyna się od ataków na kapłanów, bo tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary i religii”. Dlatego pozostawał bardzo gorliwym i przykładnym księdzem, aby chronić wiarę. Mówił:
Jeżeli kapłan byłby do głębi przeniknięty wielkością swojej służby, wówczas ledwie by żył. Gdybyśmy tu na ziemi zrozumieli dobrze istotę kapłaństwa, wówczas umarlibyśmy nie z lęku, lecz z miłości. Kapłan zrozumie sam siebie w pełni dopiero w niebie. Na kapłana przy ołtarzu i przy ambonie powinniśmy patrzeć tak, jakby to był sam Bóg. Gdybym spotkał kapłana i anioła, najpierw pozdrowiłbym kapłana, potem anioła. Ten ostatni jest przyjacielem Boga, jednak kapłan Go zastępuje.
Wstawiajmy się nieustannie u Maryi za kapłanów, aby pokonywali wszelkie pokusy, ponieważ, ze względu na bliskie obcowanie z Bogiem, szatan kusi ich szczególnie. Prośmy o nowe powołania kapłańskie za wstawiennictwem św. Jana Marii Vianneya, proboszcza z Ars.
Marcin Stradowski
Tekst pochodzi z książki Marcina Stradowskiego “Rozważania na każdy dzień. Cz. VII: Okres zwykły, lipiec – sierpień”. Został w niej opublikowany pod tytułem „Prosty Święty”. Publikacja do zamówienia w pakiecie ebooków Libenter.pl.