Jak kształcić elity?
Nowożytny system nauczania zamiast formować i usprawniać człowieka, na różne sposoby uczy go „praktyczności”. Efektem jest słaba pamięć czy brak umiejętności wyrażania myśli.
—————-
Dariusz Zalewski – pedagog, autor książek: „Sztuka samowychowania” oraz „Wychować człowieka szlachetnego”, prowadzi blog www.edukacja-klasyczna.pl.
„Towarzyszka” życia W.I. Lenina N.K. Krupska wysunęła kiedyś następujący zarzut przeciw tradycyjnej szkole: „szkoła stała się synonimem szkoły książkowej, szkoły werbalnej, w której uczniowie grzecznie siedzą w ławkach i słuchają tego, co z katedry mówi nauczyciel. Szkoła taka daje tylko wiedzę książkową, mającą słaby związek z prawdziwym życiem” (N. Krupska, Wybór pism pedagogicznych, Warszawa 1951, s.55.).
Argumenty te zostały podjęte przez wielu współczesnych pedagogów. Hasła powiązania szkoły z realnym życiem stały się bardzo nośne propagandowo i pozornie słuszne (choć kryją za sobą przewrotną treść). Zakładają one, iż wykształcenie klasyczne wiąże się niemal automatycznie z ideologizacją, uczeniem rzeczy nieprzydatnych oraz „tłumieniem” zmysłu praktycznego i zaradności życiowej. Ma to być wykształcenie oderwane od rzeczywistości, nastawione na powtarzanie regułek i odrzucające wszelką kreatywność.
Z kolei sposób myślenia kontynuatorów stanowiska towarzyszki Krupskiej ma rzekomo akcentować praktyczność i tzw. realne podejście do rzeczywistości. Czy tak jest naprawdę?
Propaganda i prawda
W praktyce jest dokładnie odwrotnie: dydaktyka odrzucająca pierwszeństwo w kształceniu podstawowych sprawności umysłu (takich jak solidna merytoryczna wiedza z danej dziedziny, umiejętność logicznego myślenia, pamięć, sprawność w wyrażaniu myśli) na rzecz mgliście pojętego praktycyzmu czy techniczności daje w efekcie… ludzi niewykształconych.
Nie ma również żadnego związku pomiędzy tradycyjnym kształceniem, a brakiem zaradności życiowej. Wydaje się, że tu kształcić trzeba inną cnotę, a mianowicie roztropność.
Najpierw należy ogólnie ukształtować człowieka, wyposażyć go w podstawowe sprawności, a dopiero później uczyć rzeczy praktycznych. Każde odwrócenie tego porządku skrywa za sobą ideologizację kształcenia. Pod pozorem dania młodzieży praktycznego wykształcenia, tworzy się niewolników, którzy nie mając „narzędzi” do zrozumienia rzeczywistości, stanowią łatwy cel politycznego i ekonomicznego urobienia.
Ten charakter oświaty Starożytność świadomie odrzuciła. Badacz ówczesnej edukacji Henri-Irénée Marrou pisze: „myśl antyczna świadomie nie chciała wstąpić na drogę, na której z takim zaślepieniem ugrzęzła cywilizacja nowożytna”(…) „w łonie każdej techniki drzemie straszliwy imperializm. Każda technika podlega sobie tylko właściwej logice; ta rozwija się sama przez się, po sobie tylko właściwej linii, staje się celem sama w sobie i w końcu obezwładnia człowieka, który się nią posługuje” (Henri-Irénée Marrou, Historia wychowania w Starożytności, Warszawa 1969, przeł. S. Łoś, s. 316 i 320).
Jednak w tę pułapkę wpadła nowożytność. Zamiast formować człowieka, usprawniać, na różne sposoby uczy go „praktyczności”, efektem jest słaba pamięć czy brak umiejętności wyrażania myśli.
Trivium
W Starożytności umysł człowieka był usprawniany w oparciu o metodę czy też system nauczania zbudowany na trivium, czyli o trzy przedmioty: gramatykę, dialektykę i retorykę.
Najpierw uczeń poznawał tajniki gramatyki. W jej ramach analizował składnię i fleksję, głośno czytał i wymawiał (akcent, pauzy). Nauczyciel wyjaśniał figury poetyckie, znaczenie nieznanych i rzadkich słów, a także wprowadzał elementy analizy krytycznej danego utworu. (Piotr Jaroszyński, Czesław Jaroszyński, Podstawy retoryki klasycznej, Warszawa 1995, s.15).
W większym stopniu zajmowano się nie tyle treścią tekstu, ile jego formą, „oprawą”. Stąd tak ważne były kwestie wymowy.
Po nauczaniu gramatyki przychodził czas na dialektykę [diálektos — mowa, dyskusja], czyli naukę logicznego rozumowania, którą można by wykorzystać w dysputach. Gramatyka dawała podstawę do właściwego formalnego, konstruowania zdań. Dialektyka zaś wprowadzała elementy logicznej argumentacji.
W końcu następowało przejście do retoryki. Tak naprawdę nauczanie tego przedmiotu rozpoczynało się już na wcześniejszych etapach kształcenia. W szkołach retorycznych to nauczyciele gramatyki wprowadzali już tzw. mowy popisowe (żałobne). Z kolei sami retorycy zaczynali nauczać dzieci już od mów, które uważano za trudniejsze, tzw. radzących oraz sądowych (Dr Antoni Danysz, Teorya pedagogiczna Kwinyliana, Lwów 1899 s.13).
Człowiek a zwierzę
Większość ówczesnych elit była kształcona według tej właśnie triady (gramatyka, dialektyka, retoryka) i otrzymywała solidne wykształcenie oparte na precyzyjnym, logicznym myśleniu oraz umiejętnym prowadzeniu dyskusji.
Te dwa elementy, według klasycznych filozofów, odróżniały człowieka od zwierzęcia. Gdy nie potrafił myśleć i wyrażać swych myśli, degradował się jako człowiek. Niestety, skutki zaniedbań edukacyjnych w tym zakresie są widoczne dzisiaj. Młodzież często nie mówi pełnymi zdaniami, lecz tylko wypowiada wyrażenia bez związku logicznego.
Oczywiście powrót do klasycznego nauczania w formie stosowanej w Starożytności nie jest możliwy z różnych powodów. Chyba największe utrudnienie stanowi brak jego mentalnej akceptacji u sporej grupy młodzieży i ich rodziców. Niemniej, warto rozważyć tworzenie szkół opartych na trivium, które kształciłyby wybrane grupy młodzieży (współczesne elity).
Dariusz Zalewski