Jak dbać o więź małżeńską? (cz. 1)
Cechą wspólną wszystkich małżeństw, niezależnie od ich stażu, jest to, że brak troski o więź między mężem i żoną może doprowadzić do ich rozpadu. Sama przysięga nie wystarczy. Filozofia „jakoś to będzie” na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Tak samo zresztą jak myślenie: „skoro tyle lat przeżyliśmy razem, to już nic nam nie grozi”.
Jeśli więc małżonkowie chcą, by ich małżeństwo było szczęśliwe, a ich miłość coraz mocniejsza i dojrzalsza, muszą być gotowi wziąć je w swoje ręce i powalczyć o umocnienie więzi, która jest między nimi.
Miłość to proces, nie coś statycznego. Albo będzie wzrastać, albo więdnąć. Zwiędnąć może zarówno po roku małżeństwa, jak i po 20 latach, ale może też ciągle wzrastać – aż do końca.
Ale co to konkretnie znaczy „walczyć o umocnienie więzi”? Walczyć, to budować ową więź mimo przeszkód, które – i to jest pewne – są i będą zawsze. Te przeszkody to egoizm, przekonanie o własnej słuszności, powierzchowność w relacjach, stereotypy i wiele, wiele więcej innych czynników. Tak więc zacznijmy budowę.
Niczym mnie już nie zaskoczysz
Małżonkowie, którzy niedawno zawarli związek małżeński, a którzy znali się dłuższy czas przed ślubem, mogą wpaść w pułapkę mniemania, że wiedzą o tej drugiej osobie już wszystko. Świetnie ją rozumieją, czasami nawet wiedzą, co ona chce powiedzieć, zanim to powie. Skoro tak, to nie ma już co poznawać. Takie myślenie jest błędem, który może się negatywnie odbić na więzi małżeńskiej, gdyż może przerodzić się w sytuację, że dwoje ludzi przestanie uważać siebie nawzajem za kogoś interesującego, kogo warto poznawać. Druga strona tego samego medalu wygląda w ten sposób, że mąż czy żona są przekonani, że ta druga osoba zna nas na tyle, że powinna wiedzieć albo się domyślić, co w danym momencie czujemy, myślimy, o co nam tak naprawdę chodzi. Oba te przekonania są najczęściej mylne i prowadzą do konfliktów albo poczucia nie bycia kochanym przez współmałżonka.
Odkrywanie tajemnic przez rozmowę
Dlatego też nie ma co zakładać, że wszystko wiem o drugiej osobie, bo to na pewno nie jest prawdą, nie ma też co oczekiwać anegdotycznego: „on się powinien domyślić”. Zapobieganie tego typu sytuacjom wymaga zastosowania niesamowitego wynalazku Pana Boga zwanego rozmową. Niestety, wiele osób uważa, że każdy potrafi rozmawiać i nie trzeba się tego uczyć. Często takie myślenie przekłada się na małżeńskie monologi, dyskusje i spory o to, kto ma rację. Tutaj chodzi o inną rozmowę – nie tyle o faktach, ile o wnętrzu, o tym, co czujemy, przeżywamy. Czasami jest to trudne, szczególnie jeśli współmałżonkowie rozmawiali wcześniej tylko o zdarzeniach, o tym jak minął dzień itp.
Bywa też, że te trudności prowadzą do zniechęcenia, dlatego czasem pomocne może być wypracowanie swoistego rytuału rozmowy. To znaczy, wybranie godziny, kiedy każdego dnia zostawiamy wszystko i zaczynamy rozmawiać o tym, co nam dziś sprawiło radość, smutek, co nas zafascynowało, co było dla nas ważne. Chodzi bardziej o dzielenie się swoim wnętrzem niż o dyskusję. Chodzi też o słuchanie i cierpliwość. Słuchanie nawet wtedy, kiedy wydaje nam się, że wiemy, co współmałżonek chce nam powiedzieć, cierpliwość, która pozwoli nam na powstrzymanie nieprzepartej chęci dokończenia zdania za niego albo przerwania mu w połowie, by wtrącić jakąś dygresję.
Szczególne – nie znaczy rzadkie
Codzienne problemy i obowiązki sprawiają, że możemy nie tylko zapomnieć o rozmowie o świecie naszych przeżyć, ale poddać się dyktaturze szarości. Aby się z niej wyrwać, potrzeba ożywczych momentów, szczególnych chwil, które ożywią nasze relacje i uczucia. Oczywiście te momenty nie pojawią się same. Trzeba je zorganizować, zaprosić żonę na randkę, przygotować dla męża kolację przy świecach, wybrać się na romantyczny spacer. Propozycji może być wiele. Ważne, by regularnie znajdować czas na owe wyjątkowe spotkania. Są małżeństwa, które po prostu ustalają jeden dzień w tygodniu, w którym wybierają się do restauracji, teatru, kina itp. Spędzają więc czas ze sobą w jakiś inny sposób niż na co dzień.
Tak bardzo mnie denerwujesz… tak bardzo Cię kocham…
Jednak nawet gdy rozmawiamy, mamy dla siebie czas, spędzamy ze sobą szczególne chwile, przyjdzie czas na kłótnie. Pierwsza rzecz, o której szczególnie młode małżeństwa powinny pamiętać to fakt, że kłótnia jest czymś naturalnym i nie świadczy o tym, że z miłością jest coś nie tak. Trzeba tylko pamiętać o tym, żeby, gdy już dojdzie do kłótni, pilnować samego siebie. A dokładniej swojego języka. Trzeba też pamiętać, że czasami lepiej przeczekać wybuch i pozwolić się drugiej osobie wygadać, a dopiero potem przystąpić do rzeczowej rozmowy. Rozmowy, która powinna dotyczyć przyczyn sporu i dążenia do zgody, a nie przeforsowania swojego „jedynie słusznego” zdania.
Jeśli zaś dojdzie do wypowiedzenia mnóstwa niepotrzebnych, krzywdzących słów, niezależnie od tego, czy się jest tym raniącym, czy zranionym, należy powalczyć o przebaczenie. Co więcej, trzeba być w tej walce zdeterminowanym na tyle, żeby do tego przebaczenia się zmusić. Najlepiej już na początku wspólnej drogi umówić się, że nie położymy się spać, dopóki nie pogodzimy się wcześniej i nie pomodlimy się wspólnie Modlitwą Pańską, która przez słowa „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, zakłada, że najpierw należy przebaczyć, później dopiero się modlić.
To tylko kilka z wielu sposobów budowania więzi małżeńskiej. Siłą każdego z nich jest systematyczność stosowania. Jak widać, nie są one skomplikowane, aczkolwiek wymagają zaangażowania obojga małżonków.
Krzysztof Pilch