Bóg jest Sędzią sprawiedliwym
Paweł Pomianek
XXVIII Niedziela Zwykła, rok A (9 października 2011)
Jedna z prawd wiary, którą wszyscy znamy, choć jest ona w dzisiejszych czasach bardzo niepopularna, mówi, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Aby w jednym zdaniu wyrazić prawdę, którą przekazuje Ewangelia z XXVIII niedzieli zwykłej, należałoby to zdanie przedstawić w nieco zmodyfikowanej formie: „Bóg wyciąga do nas rękę i zaprasza nas do siebie, ale za zło karze”.
To kolejna ewangeliczna perykopa, która dotyka spraw ostatecznych. Pierwsza rzecz, która zwraca naszą uwagę to fakt, że król, obraz Boga, wychodzi z inicjatywą. To on zaprasza na ucztę. Po raz kolejny Ewangelia przypomina nam o tym, że to Bóg pierwszy wychodzi do człowieka.
Przed tygodniem ks. Tomasz zwrócił uwagę, że Pan Bóg daje każdemu wiele szans, wysyłając sługi kilkakrotnie. Podobnie jest i tym razem. Mimo pierwszej odmowy, król konsekwentnie wysyła kolejną grupę sług. I tak jak w przypowieści o przewrotnych rolnikach, tak i tutaj odpowiedzią jest zbrodnia dokonana na sługach. Warto jednak zauważyć, że ta zbrodnia ma charakter szczególnie diabelski. O ile bowiem w tamtej przypowieści rolnicy mordowali po to, by oddalić karę, o tyle tutaj powodem zabójstwa wydaje się być jakaś złośliwość, chęć zabawienia się kosztem drugiego człowieka, znieważenia, poniżenia go. A przecież owa agresja jest odpowiedzią na akt dobra – zaproszenie na ucztę. Jak wiele historii z naszych dziejów przypomina ta scena…
Ostatecznie złoczyńcy zostają surowo ukarani. Zanim jednak o rzeczywistości kary, spróbujmy jeszcze zapytać, kim są ci zaproszeni najpierw na ucztę i kim są ci zaproszeni później – na rozstajach dróg. Tradycyjna egzegeza powie nam, rzecz jasna, że ci pierwsi to Izraelici, ci drudzy to narody pogańskie – lud Nowego Testamentu, wywodzący się ze wszystkich ludów i języków. Potwierdza to kontekst przypowieści, którą Chrystus kieruje przede wszystkim do faryzeuszów, zniesmaczając ich nią potwornie.
Gdy jednak odniesiemy tę relację do naszego życia duchowego, może się ona okazać równie aktualna dzisiaj. Czy czasami nie jest tak, że my, praktykujący katolicy, którzy pozornie trwamy blisko Boga, w rzeczywistości odrzucamy jego zaproszenia? Czy ci, których traktujemy z wyższością, nie wejdą przed nami do Królestwa? Czy w chwili, gdy Chrystus przynagla nas do dobra, nie mamy ważniejszych spraw? Co może być takim zaproszeniem dzisiaj? Trudno powiedzieć, ale np. choćby przynaglenie, by nie odkładać sakramentu pokuty, by przeznaczyć część swoich zarobków na dobry cel, by wybrać dobro moralne akurat w tym momencie, kiedy jest to szczególnie trudne.
Tutaj dochodzimy do rzeczywistości kary i do szalenie interesującej postaci „człowieka nie ubranego w strój weselny”, który zostaje precz wyrzucony. Ta postać przypomina nam co najmniej kilka ważnych prawd duchowych. Po pierwsze pokazuje, że przed Bogiem nic nie zakombinujemy – jeśli nie mamy odpowiedniego stroju uszytego z dobrych uczynków, prawego życia, na nic się nie zdadzą pozory wiary i pobożności, które tworzymy.
Po drugie, wskazuje na Bożą sprawiedliwość, na rzeczywistość kary za zło – bo Bóg, który zaprasza na ucztę, jest jednocześnie Sędzią sprawiedliwym.
Po trzecie, osobiście ten fragment zawsze podawałem jako argument przeciw przyjmowaniu sakramentów wyłącznie z tradycji, dla zwyczaju. Chodzi tutaj głównie o sakrament chrztu, który, można powiedzieć, jest taką przepustką na ową ucztę. Jeśli jednak ktoś poprzez dobre życie nie potrafił przyodziać się w odpowiedni strój (a wielu przypadkach nie widać, by rodzina miała narzędzia, by taki strój uszyć), sakrament może działać na jego niekorzyść – gdyby człowiek w nieodpowiednim stroju nie dostał się na ucztę, również byłby „na zewnątrz, w ciemnościach”. Niemniej, nie spotkałoby go poniżenie związane z usunięciem z pałacu. Nie miałby też… związanych rąk.
Po czwarte wreszcie, tak przyziemnie i na co dzień, pamiętajmy o odpowiednim stroju. W innym stroju chodzimy po domu, w innym należy wybrać się do pracy, w jeszcze innym wreszcie godzi się pójść do świątyni. Niestety, szczególnie w okresie letnim, można zauważyć, że jest problem ze zrozumieniem tej kwestii.
————–
Paweł Pomianek – świecki teolog, publicysta, filolog polski, przedsiębiorca. Mąż Anny, tato dwuletniej Juleczki. Redaktor naczelny Dziennika Parafialnego.
————–
Tekst Ewangelii (Mt 22,1-14)
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych.